niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 18

- Czas upłynął! Proszę odłożyć długopisy - Elizabeth Clark uśmiechnęła się do nas szeroko a mnie zemdliło. Chociaż ostatnio nie miewałam zbyt dużych kłopotów i nie lądowałam na dywaniku u dyrektorki to i tak nie cierpiałam tej kobiety - Od teraz uważam ferie za rozpoczęte. Proszę uważać na siebie i wypocząć przed nowym semestrem. Dziękuję za uwagę!
Spojrzałam na drugi koniec sali gdzie umiejscowiony był wydział mojej przyjaciółki i natrafiłam na jej roześmiane oczy. To znaczyło, że poszło jej dobrze i nic nie zakłóci naszego dzisiejszego wylotu na Hawaje. Tak jak przewidziałam Emma, w której podkochuje się Luck zgodziła się do nas dołączyć i chociaż ta dwójka jest na razie na etapie "przyjaźni" to śmiem twierdzić, że te dwa tygodnie będą dla nich przełomowe. Jeśli mowa o tym wyjeździe. Czuję dziwny ścisk w żołądku i przypuszczam, że jest to związane z tym, iż ja i mój mentor nie będziemy się widzieć przez tak długi okres pierwszy raz od początku naszej znajomości. Co do "nas" o ile można nasze relacje można w jakikolwiek sposób określić, to od świąt i naszej rozmowy w samochodzie minęły trzy tygodnie i od tamtej pory Chris utrzymuje nasze kontakty w sferze czysto zawodowej. Jednak nie jestem przekonana czy chodzi o to co zostało wtedy powiedziane czy może o coś jeszcze.
Luck stanął przy mojej ławce i razem ruszyliśmy w stronę drzwi gdzie czekała na nas para gołąbeczków. Wszyscy razem poczekaliśmy jeszcze na Emmę która coraz częściej spędzała z nami czas i razem opuściliśmy salę.
- Słyszeliście, że Jenna nie wróci po feriach do szkoły? Wyszło na jaw, że jest w piątym miesiącu ciąży a ojcem jej dziecka jest pięćdziesięcioletni przyjaciel jej ojca! - oznajmił Matt gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu. Trzeba przyznać, że takie rzeczy nie zdarzają się u nas zbyt często i budzą dużą sensacje. Szczególnie, że dziewczyna ma czternaście lat
- Elizabeth pewnie poczuła zawód. Nasza szanowna dyrektorka zawsze sądziła, że to nasza kochana Rose zaciąży przedwcześnie
- Och, Adams! Jakiś ty dowcipny
- Przecież wiesz, że żartowałem prawda najdroższa? - powiedział obejmując mnie w tali
- Oczywiście, że tak. Twój brat dołączy do nas na lotnisku? - spytałam Adamsa dla pewności.
- Tak, widzę, że się za nim stęskniłaś - powiedział przekładając swoją rękę z mojego pasa na kark
- Oczywiście. Czy nie wiesz, że od lat potajemnie się w nim podkochuję? Przez te wszystkie lata był odporny na mój osobisty czar i urok ale mam plan pod kryptonimem "Hawaje" i zdobędę jego serce - starałam się brzmieć na poważną ale już po chwili głośno się śmiałam. Właśnie weszliśmy na korytarz gdzie mieścił się pokój który dzieliłam z Alison. Okazało się, że czeka na nas niespodziewany gość w postaci mojego mentora we własnej osobie. W pierwszej chwili zatrzymałam się razem z resztą zaskoczona jego nagłym pojawieniem się. Następnie zrzuciłam dłoń przyjaciela i ruszyłam w stronę Millera
- Coś się stało? - podeszłam do niego pozostawiając resztę za sobą
- Możemy porozmawiać? - był poważny ponad normę. Jeszcze nigdy go takim nie widziałam
- Jasne - mruknęłam i posyłając zdezorientowane spojrzenie przyjaciołom ruszyłam za Chrisem. - Co jest?
- Ja .... - zawahał się - chciałem po prostu zapytać jak poszło ci na egzaminach i poprosić cię o przysługę. - miałam wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego ale zignorowałam moje przeczucie.
- Egzaminy poszły spoko, jak zawsze. Jaka przysługa?
- Uważaj na siebie i nie pakuj się w kłopoty - wydawało się to czymś normalnym znając moją przeszłość ale wyczułam w tym coś jeszcze, jakieś drugie dno, ale ostatnimi czasy jeśli chodzi o tego faceta zdarza mi się wyciągać błędne wnioski.
- Da się zrobić. Zamierzasz lecieć do rodziny?
- Jeszcze nie wiem - jego głos brzmiał dziwnie nienaturalnie. - To.... udanych ferii - powiedział i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.

Wróciłam do pokoju nieco skołowana i kończąc pakowanie co chwila odtwarzałam w głowie naszą rozmowę, Nie potrafiłam wysunąć żadnych sensownych wniosków.
Po niecałej godzinie byliśmy na lotnisku w Seattle gdzie spotkaliśmy się z Alexem. Czekał nas ponad sześciogodzinny lot.
Przez ostatnie dni wszyscy mało spaliśmy ucząc się do testów więc gdy tylko samolot wystartował moja głowa opadła na ramię Alexa który zajmował fotel obok mnie. Mój sen był jednak krótki i niespokojny gdyż koszmary powróciły. Było to dla mnie zaskoczeniem gdyż przez ostatnie tygodnie z reguły miałam spokojne noce bez koszmarów i wspomnień. Zaczęło mnie zastanawiać co było przyczyną nawrotu tych obrazów z przed lat. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że ten niepokój który czułam od jakiegoś czasu wcale nie minął co oznacza, że nie był wywołany stresem przed egzaminami. Chyba, że...
- Jaki był Chris gdy go poznałeś? Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że jesteście z tego samego rocznika - spytałam swojego towarzysza aby zająć czymś niespokojne myśli
- Wiesz, to całkiem zabawne. Kiedy mój brat powiedział mi, że Rose Carter dostała przysłowiowego kuratora w postaci Christophera Millera to chciało mi się śmiać. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz nastoletniej wersji tego faceta. Dwie skrajności, dokładnie jak ty. Z jednej strony buntownik, kobieciarz a z drugiej posiadający jasny, sprecyzowany cel facet. Tak naprawdę to nasze spotkanie grudniowe było pierwszym od ukończenia szkoły i muszę przyznać, że jego charakter uległ sporym zmianom.
- Przyjaźniliście się?
- Kumplowaliśmy. On nie miał bliskich przyjaciół. Był towarzyski ale trzymał ludzi na bezpieczną odległość. Nie pozwalał zbytnio się zbliżyć. Ale mam dziwne wrażenie, że ciebie dopuścił blisko, bardzo blisko - powiedział poruszając zabawnie brwiami i uśmiechając się szeroko
- Wdaje ci się. On jest królem tajemniczości. Dobra, koniec o mnie, szkole i w ogóle. Lepiej opowiadaj co u ciebie i... jak jej było? Sary?
- Jest w ciąży i....
- Czemu nie mówiłeś wcześniej?! Gra....
- To nie ja jestem ojcem. Więc nie ma "mnie i Sary", ale jestem "ja i Hanna"


Lucas zaparkował samochód przed domkiem na zupełnym odludziu. Tylko my, drewniany domek, biały piasek i krystalicznie czysty ocean. Kompletny brak cywilizacji. Jednym słowem raj na ziemi.
- Aloha - krzyknęłam wyskakując z auta - to będą najlepsze ferie w naszym życiu!


______________________________
Co prawda może jest krótko ale wróciłam! Przepraszam, że tak długo mnie nie było, przepraszam za jakość rozdziału ale już jestem i obiecuję, że POSTARAM SIĘ POPRAWIĆ!!!
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i to czyta. Jeśli tak, to:
 bardzo dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość, jak i życzę UDANYCH WAKACJI!!!!!