wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 8

Czas jakby stanął w miejscu. Nasz pocałunek nie był delikatny. Wręcz przeciwnie, był brutalny. Walczyliśmy o dominacje. Ale pomimo tej agresji, był też na swój sposób namiętny. Pierwszy raz mogliśmy pokazać ile dla siebie znaczymy.
Gdy zabrakło nam powietrza przerwaliśmy pocałunek. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie jak zaczarowani, dopiero po chwili przyszło otrzeźwienie. Chris odsunął się na drugi koniec windy.
- Nie możemy - jego głos był niczym ostrze wbijające się w moje serce - Jestem twoim nauczycielem, ty moją uczennicą. I tak właśnie powinno zostać.
Chciałam coś powiedzieć ale właśnie w tej chwili ktoś zaczął otwierać drzwi. Po chwili zobaczyłam twarze ratowników medycznych.
- Żyją! - krzyknął jeden z nich i zapanowało wielkie zamieszanie.
Wyciągnięto nas z windy i zaczęto wypytać o stan zdrowa. Dwóch ratowników zaprowadziło mnie do karetki stojącej pod zgliszczami budynku. Jeden z sanitariuszy zaczął świecić mi po oczach
- Nic mi nie jest - mruknęłam zamykając oczy aby schronić się przed rażącym światłem.
Ten jednak zignorował moje protesty i zaczął badać odruchy bezwarunkowe. Zerknęłam na bok i zobaczyłam swojego mentora, owiniętego kocem i rozmawiającego z jakimiś ważniakami w garniturach.
- Nie masz wstrząsu mózgu ale zalecałbym tomograf bądź rezonans. Możliwe są jakieś mikro urazy które nie są widoczne od razu. Mam zabrać cię do szpitala?
- W szkole mamy własny oddział. Tam się mną zajmą - zapewniałam wiedząc że nic takiego nie będzie miało miejsca.
- Rose! - usłyszałam czyjś krzyk i już po chwili byłam w ramionach przyjaciela.
- Co ty tu robisz? - spytałam gdy postawił mnie już na ziemi. Zaczęłam rozmasowywać bolący kark.
- Byliśmy w Pentagonie gdy doszły do nas informacje o bombie. Pokazywali nawet w telewizji ewakuację. Mieliśmy czekać na rozwój wydarzeń i być w razie czego do pomocy. Potem zobaczyliśmy wybuch. Cholera! Nawet nie wiesz jak się przestraszyłem.  Przyjechaliśmy wszyscy żeby pomóc w szukaniu ocalałych. Zacząłem o ciebie wypytywać. Okazało się, że podczas wybuchu byłaś w budynku. Masz szczęście, że żyjesz.
- Głupi zawsze ma szczęście - mruknęłam
- Napędziłaś mi stracha. Już drugi raz w tym roku bałem się o twoje życie. Na pewno nic ci nie jest?
- Jestem lekko poobijana. Nic poza tym. A ty weź parę wdechów i nie panikuj. W przyszłości tak może wyglądać każdy nasz dzień. Nie możesz tak się przejmować. - rzuciłam rozmasowując tym razem bark.
- Łatwo ci mówić. Ciekawe co ty czułabyś gdyby bliska ci osoba omal nie zginęła w wybuchu.
- Tak, nie mam pojęcia - mruknęłam z ironią i wyminęłam go kierując się w stronę jednego z nauczycieli. Mogłam pójść do Chrisa ale czułam, że on nie chce mnie widzieć.
Po uzyskaniu informacji na temat naszego powrotu do szkoły wróciłam do przyjaciela i zaczęłam jakąś błahą rozmowę dla zbycia czasu i odwrócenia myśli. Te jednak nieustannie wracały do sytuacji zaistniałej w windzie. Przypomniał mi się jeden z naszych treningów na którym mój mentor zdradził mi kolejne swoje zasady. 8. Nigdy nie angażuj się osobiście w sprawę.  i 9. Nigdy nie umawiaj się na randkę ze współpracownikiem.
Powiedział wtedy, że to największy i najczęstszy błąd ludzi. Powiedział, że to ich zguba. Teraz sam dopuścił do pocałunku. Mógł go przerwać, odepchnąć mnie jednak tego nie zrobił. Czy to o czymś nie świadczy? Tylko o czym? W końcu to, co potem powiedział bolało. Nigdy nie powiedziałby tego do osoby która mu się podoba. A z resztą. Co mu się może we mnie podobać? Jestem nikim. Jestem nikim, ale zaufałam mu. Zdradziłam największy sekret, poznałam też jego tajemnicę. Czy ta więź przestała istnieć?
- Co powiedzieli sanitariusze? - usłyszałam za sobą czyjś głos. Jego głos. Odwróciłam się w jego stronę.
- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest, tak jak mówiłam wcześniej - przyjrzał mi się niepewnie i miałam nieodparte wrażenie, że wyczuł kłamstwo.
- W takim razie możemy wracać. Samolot na nas czeka - powiedział po czym zniknął mi z oczy.

Siedzieliśmy w samolocie. Za jakąś godzinę powinniśmy lądować. Zaczęłam przeszukiwać plecak Chrisa, który podwędziłam wracając z łazienki, w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. Zastanawiałam się też jak mu go zwrócę. Wcześniej miałam to szczęście, że nie było go na swoim miejscu, nie sądzę aby drugi raz mi się poszczęściło. Po znalezieniu leków i połknięciu dwóch tabletek znów opuściłam swoje miejsce. Gdy byłam w połowie drogi zobaczyłam go wracającego na swoje miejsce. Cholera. Miało być tak pięknie. Od jego fotela dzieliły mnie dwa rzędy. Jego jakieś pięć. Myśl, myśl, myśl. Zrobiłam krok do przodu i akurat wtedy wpadliśmy w turbulencje. Szybko dobiegłam do wolnego fotela, jego fotela, i zapięłam pasy. Udało się. Plecak został odstawiony a Chris nie wie, że potrzebowałam leku przeciwbólowego. Gdy samolot znowu zaczął lecieć spokojnie odpięłam się i wróciłam na swoje miejsce. Głupi naprawdę ma szczęście. Możecie też zastanawiać się dlaczego robię takie cyrki o jakieś proszki przeciwbólowe. Gdyby mój mentor dowiedział się że po tym wybuchu coś boli mnie tak, że nie mogę wytrzymać bez lekarstw, to mogłabym pożegnać się z treningami na najbliższy tydzień a i zapewne odwiedzałabym szpital. A tego zdecydowanie chciałam uniknąć.

- Gdzie jest Ali? - spytałam Matta który jak reszta szkoły przywitał nas przed budynkiem szkoły.
- Siedzi w gabinecie pielęgniarki. Jest lekko otumaniona bo dostała silne leki uspokajające.
- Tak źle to znosiła? - spytałam będąc już w drodze do gabinetu lekarskiego
- Nie wiem jak określić do co się z nią działo gdy dowiedziała się, że byłaś na miejscu podczas wybuchu. Nie potrafiłem jej pomóc. Nie wiedziałem co robić. To było coś potwornego. Nigdy nie widziałem jej w taki stanie. Najgorsze jest to, że nie chciała mnie obok. Nie chciała mojego wsparcia. Jedyne czego chciała to ciebie całej i zdrowej przy jej boku.
- Dobra, skończ - powiedziałam blokując obrazy w głowie - zostaw nas same - powiedziałam otwierając drzwi. Weszłam do środka i zamknęłam je zostawiając chłopaka po drugiej stronie. Zobaczyłam na kozetce skuloną przyjaciółkę. Nie zareagowała na moje wejście. Była odwrócona do mnie plecami. Podeszłam do niej i położyłam dłoń na jej ramieniu mówiąc spokojnie jej imię aby się nie przestraszyła.
- Rose! - krzyknęła przez łzy rzucając mi się na szyję.
- Już dobrze mała. Nic mi nie jest - powtarzałam kołysanka jej ciało i gładząc plecy w uspokajającym geście. Po kilkunastu minutach płaczu zasnęła.
Wstałam i otworzyłam drzwi po czym wróciłam i wzięłam ją na ręce. Chciałam zanieść ją do naszego pokoju ale ból jaki poczułam w barku i innych częściach ciała sprawił, że szybko położyłam ją z powrotem. Czułam że jutro będzie jeszcze gorzej. Usiadłam w nogach dziewczyny i postanowiłam poczekać aż się obudzi.


_____________________

Szczęśliwego Nowego Roku i udanego Sylwestra!

3 komentarze:

  1. boski rozdzial! Nie spodziewałam się że chris tak zareaguje. A to że wzięła jego plecak- mega :D przepraszam że dopiero komentuje, ale zepsuł mi się blogger chyba. Znaczy zalogowałam się ale nie pokazuje mi się strona główna bloggera ani nic. A że na sylwka byłam u kumpeli i nie spałyśmy całą noc (oprócz 5minutowej drzemki w kościele.poważnie. Kazanie było nudne xd) to dzisiaj spalam do 14 xd sorry że kom krótki ale głowa mnie boli- za dużo cukierków z choinki z wódką w środku xd co do życzeń- spóźnione wzajemnie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. |||||||||| naprawdę boski i super się czyta

    OdpowiedzUsuń