czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 14


- Do Anglii?!
- Tak, święta spędzisz ze mną i moją rodziną. 
- Nie, nie ma mowy - zaprzeczyłam szybko chodząc w ta i z powrotem po sali - wrócę do domu.
- I spędzisz święta sama, w pustym domu? Nie pozwolę na to.
- Niby dlaczego? 
- Bo nikt nie powinien spędzać świąt samotnie - wyjaśnił spokojnie, łapiąc mnie za ramiona abym w końcu przestała chodzić i unikać jego wzroku - to oznaka tego, że jest się niekochanym. A ciebie kocha niejedna osoba. Alison, Matt, Lucas, Lena i twoi rodzice. Jesteś im potrzebna, szczególnie Alison. - dużo bardziej chciałabym usłyszeć, że to jemu na mnie zależny.
- Nie pojadę z tobą! 
- Pojedziesz, proszę cię, nie rób z tego afery.
- Jak to będzie wyglądać? Jestem twoją uczennicą! Uczennic nie zabiera się do domu na święta. 
- Może i nie zabiera. Może i łamie swoje własne zasady ale ja - zawiesił się nagle - po prostu jestem za ciebie odpowiedzialny i nie dopuszczę do tego, żebyś święta spędzała samotnie. A teraz rozgrzewka i kolejna porcja gimnastyki. 

Niepokoiły mnie jednak wydarzenia z kolejnego dnia. Kiedy weszłam na salę zastałam Chrisa rozmawiającego z jakimś ważniakiem w garniturze. Kiedy mnie zobaczyli zamilkli. Mężczyzna wręczył nauczycielowi jakąś kopertę i wyszedł bez słowa. Kiedy chciałam zapytać Millera o co chodziło, zbył mnie i kazał zacząć rozgrzewkę. Zabolało. Po tym jak powiedziałam mu o bracie a on opowiedział o wyspie, myślałam, że mówimy sobie o wszystkim. On jednak nie chciał poruszyć tego tematu. Udawał, że nic się nie stało. Starał się zachowywać się, tak jakby to się nie wydarzyło. I może ktoś inny by w to uwierzył. Ale ja nie. Widziałam w jego oczach, że coś jest nie tak.
Potem zawody, po których powtarzał mi,  że nie mógł wymarzyć sobie lepszej uczennicy. A na koniec ten bal i sytuacja z pokoju. Następnego dnia chciałam pogadać o tym z instruktorem, szczególnie ze względu na Lucka który chodził cały spięty i trzymał się ode mnie w bezpiecznej odległości ale on tylko powiedział, że to nie jego sprawa i nie chce o tym słuchać. Nie miałam innego wyboru, więc siedziałam cicho. Teraz miałam większe zmartwienie. Przez ten ostatni tydzień próbowałam przekonać Millera, że powinnam pojechać do własnego rodzinnego domu i tam spędzić święta jednak to była kolejna  rzecz o której nie chciał słuchać.
Tak więc o to jestem tu, w samolocie i lecę do Anglii na spotkanie z rodziną faceta którego kocham a z którym nie powinno mnie nic łączyć.A mówi się, że życie nastolatki to sielanka.
Godzinę temu wystartowaliśmy. Chris czytał jakieś gazety motoryzacyjne (zaczynałam podejrzewać, że ma na tym punkcie bzika, szczególnie biorąc pod uwagę jakiego samochodu jest właścicielem) a ja siedziałam odwrócona w stronę okna i podziwiałam widoki. Od mojego towarzysza biło ciepło i spokój. Był doskonale opanowany, zrelaksowany. Tak jakby w ogóle nie przejmował się tym, że poznam jego rodzinę. A może to ja szukałam dziury w całym?
- Nie boisz się postawić dyrektorce i nauczycielom, zwyzywać ich od najgorszych a obleciał cię strach na spotkanie z moją rodziną? - głos mojego kompana przesiąknięty był ironią, jednak znów trafił w sedno
- Już ci kiedyś mówiłam, że nie pasuję do takiego obrazka - powiedziałam odwracając się w jego stronę
- Jakiego?
- Szczęśliwej, kochającej się rodziny spędzającej wspólnie święta i cieszącej się swoją obecnością.
- Ty naprawdę myślisz, że tak wyglądają prawdziwe święta? - popatrzył na mnie rozbawiony ale coś w wyrazie mojej twarzy sprawiło, że raptownie przestał się śmiać - Boże, ty na prawdę tak myślisz. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Widziałam w telewizji - Miller nie potrafił opanować kolejnego ataku śmiechu - Ja nie żartuje. Nigdy nie miałam prawdziwych świąt. Jeszcze kiedy Jack... jeszcze przed atakiem 11 września każde święta spędzałam z Jackiem bo rodzice nie mieli dla nas czasu. Siadaliśmy wtedy przed telewizorem i zajadaliśmy się tym co Lena ugotowała nam przed wjazdem. Nie było żadnej magii czekania na pierwszą gwiazdkę, rodzinnej kolacji przepełnionej miłością. Potem... Lena specjalnie dla mnie zostawała w USA, często przylatywały jej dzieci i mąż, jedliśmy wtedy kolację w jadalni, ten jeden raz w roku to pomieszczenie nie było martwe, potem ja szłam do pokoju mojego brata i spędzałam tam kolejne godziny słuchając radosnych głosów z dołu. Nie potrafiłam wstać z łóżka i do nich dołączyć. Nie potrafiłam być szczęśliwa
- Nie, nie potrafiłaś - przerwał mi - ty się tego bałaś i nadal boisz.
- Może i tak. Ale skoro nie potrafiłam być szczęśliwa, czy bałam się tego szczęścia, jak tam wolisz, przy bliskich mi ludziach, bo Lena jest dla mnie niemalże rodziną to jak mam być szczęśliwa wśród obcych mi ludzi?
- Znasz mnie, ich też poznasz. Harry jest w twoim wieku a Samantha i Suzanna są o dwa lata młodsze. Na pewno cię polubią, tylko proszę - jego głos stał się nagle poważny, pierwszy raz tego dnia - nie demoralizuj mi ich
- Zrobię co w mojej mocy - słowa opływały ironią - A twoi rodzice? Boże, ja jestem twoją uczennicą!
- Może i tak ale teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie nauczycielem i uczennicą. Mamy wolne, są święta i jesteśmy na innym kontynencie, z dala od szkoły. Obiecuję, że ani przez chwilę nie poczujesz się nieszczęśliwa, niepotrzebna. Sama zobaczysz a na koniec mi jeszcze podziękujesz.
- Na pewno - mruknęłam bez przekonania. - Chris?
- Tak?
- Czy powiesz mi o co chodziło z tym gościem i listem?
- Tak ale jeszcze nie teraz. Sam muszę się z tym oswoić ok?
- Tak

Mężczyzna opowiedział mi co nie co o swojej rodzinie. Jego ojczym jest z zawodu kucharzem a prywatnie niespełnionym muzykiem. Zaskakujące połączenie. Jego mama uczy w szkole średniej, o zgrozo, matematyki. Bliźniaczki, chodź z wyglądu niemalże nie do rozróżnienia, diametralnie różnią się charakterami. Sam to typowy naukowiec. Kocha przedmioty ścisłe, jest nieśmiała. Su za to jest przebojową humanistką. No i na koniec Harry. Typowy nastolatek mający bzika na punkcje piłki nożnej.
- Uważaj na niego. Uwielbia podrywać dziewczyny. A ty na pewno jesteś w jego typie. - ostrzegł mnie
- Dlaczego myślisz, że jestem w jego typie?
- Po prostu mi zaufaj.

Zabraliśmy ze strzeżonego parkingu przy lotnisku samochód mojego towarzysza i ruszyliśmy w drogę do jego rodzinnego domu.Mieliśmy do pokonania pół Londynu aby dotrzeć do gminy Bromley. Już kilka razy byłam w tym mieście więc nie chciało mi się podziwiać architektury tego miasta. Zaczęłam za poszukiwać w radiu jakiejś stacji godnej uwagi. Cisza w samochodzie robiła się coraz bardziej ciążąca a ja coraz bardziej zestresowana. Nie stresowałam się tak przy zdawaniu prawa jazdy! Przed wyjazdem Alison powiedziała mi, że panikuję jak dziewczyna która ma poznać rodzinę swojego chłopaka. Z tym że, niestety, Christopher Miller nie jest moim chłopakiem.

Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed jednym z domów. Na podwórku jakiś brunet, przypuszczałam że Harry, odśnieżał podjazd. Gdy usłyszał warkot silnika odwrócił się w naszą stronę a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chwilę potem obaj panowie znaleźli się w prawdziwym, męskim uścisku. Biła od nich więź.
- Harry to Rose, Rose - Harry - pierwszą prezentacje mam już za sobą.
Chłopak uścisną moją dłoń witając się ze mną. Posłał też szeroki uśmiech który był niemalże identyczny co u jego starszego brata. Poza tym w jego twarzy można było dostrzec przebłyski Chrisa ale zakładałam, że ten odziedziczył więcej cech po swoim ojcu niż matce.
Zabraliśmy nasze torby i ruszyliśmy do ich rodzinnego domu. W drzwiach czekała na nas już kobieta w średnim wieku. Najpierw wyściskała swojego pierworodnego a potem, nie czekając na prezentacje wzięła w objęcia moją osobę. Zesztywniałam. Nie do tego przywykłam i nie dna to się nastawiłam.
- Miło cię w końcu poznać Rose. Wiele o tobie słyszeliśmy. Jestem Elizabeth i proszę cię, mówi mi po imieniu. Teraz wchodźcie. Na pewno jesteście głodni i zmęczeni. Obiad już jest gotowy. - kobieta cały czas mówiła. Byłam zdziwiona jej zachowaniem, tą otwartością. Spojrzałam na nauczyciela i zobaczyłam, że szeroko się uśmiecha.
- Witaj w domu - powiedział bezgłośnie 


______________________
Znów krótko... PRZEPRASZAM!....Może zawiesić tego bloga w cholerę?
I zaczynamy święta, jak myślicie, co tu się wydarzy? Coś znaczącego będzie miało tu miejsce czy nie? Czekam na komentarze!


10 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ*
 
*  prawdopodobnie przez najbliższe dwa tygodnie nie wrócę jeszcze do domu więc okres oczekiwania może się przedłużyć bo na wyjeździe nie mam ciągłego dostępu do laptopa

11 komentarzy:

  1. eh ah krotkie ale warto przeczytać <3
    jak naj szybciej chcę kolejnego rozdziału
    będzie się działo *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Tylko nie zawieszaj. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie zawieszaj. Chociaż dokończ ich super relacje, bo jestem ciekawa co z tego wyniknie. Rozdział <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie nie nie zawieszaj !
    Pracuj nad następnymi rozdziałami a lato to najlepszy okres weny ! "3
    ted

    OdpowiedzUsuń
  5. Już 4 razy było "nie zawieszaj", więc ja będę oryginalna i powiem, ze cię powaliło i porządnie uduszę twoją osobę jak coś takiego nam zrobisz :D
    Szkoda, że krótko, ale za to nakręcilaś mnie totalnie. Malała dawka, a jakiego kopa daje. Naćpałaś mnie słowem, a więc walą mnie twoje wakacj, ja chce nn! ( no co? Trzeba było takiego towaru mi nie sprzedawać)
    Coś czuje, ze zapadną te święta dziewczynie nieźle w pamięć... I ten harry jeszcze :D
    + gdzieś tam ci wymiotło przecinek, ale nie chce mi się szukać gdzie to było xD, dobranoc. Jutro rano do pracy i to pierwszy dzień. Trzeba się wyspać :o /Smite

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie będę oryginalna, jeżeli poproszę cię o nie zawieszanie bloga, prawda?
    Mogę ci jedynie powiedzieć, że każdy ma swoje wzloty i upadki, ale nie każdy komentuje rozdziałów. Ale popatrz na liczbę wyświetleń bloga. Na pewno trochę tego jest, zgadałam? A wiesz dlaczego? Bo ten blog jest NAPRAWDĘ ciekawy i ja czekam na ciąg dalszy :)

    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezuuu ... kiedy wreszcie będzie więcej no wiesz ich tej ... relacji. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Następny <333

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy rozdział?

    OdpowiedzUsuń