wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 1

Ludzie myślą, że pieniądze dają szczęście, że rodzice z wysoką pozycją społeczną są tym o czym każdy marzy. Prawda jest inna. Moi rodzice aby móc spełniać się zawodowo wysłali mnie do szkoły z internatem. Czasem czuję się jakby ich nie było. Cały rok spędzam w szkole rodem ze średniowiecza, oni zadzwonią do mnie tylko na święta a gdyby nie dyrekcja, pewnie nawet nie wiedzieliby, że groziło mi wywalenie ze szkoły.  Kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej ale wszystko zawsze musi się spieprzyć.
Jaka jestem? Zapytajcie kogo chcecie w szkole a usłyszycie taką samą odpowiedź. Wredna, chamska, nieobliczalna, nieodpowiedzialna i niebezpieczna. Nauczyciele pewnie by jeszcze dorzucili brak wychowania a zazdrosne dziewczyny określiłyby mnie mianem dziwki. W całej szkole tylko kilka osób wie jaka jestem naprawdę. I nie żeby tamte opinie chociaż w małym stopniu się nie zgadzały. Nie zaprzeczam. Raz czy dwa zdarzyło mi się złamać nos jakiejś lasce czy złamać kilkanaście zakazów szkoły dziennie. Nie zaprzeczam też, że nie flirtuję z chłopakami. Lubię to robić, ale nigdy nie zniżyłam się do poziomu dziwki.
- Porozmawiajmy o twoich rodzicach – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej terapeutki. Był początek roku szkolnego ale już zdążyłam podpaść dyrektorce a ta wysłała mnie tu. Dzisiaj jest pierwsza sesja ale ja już wiem, że nie będzie to należeć do przyjemnych doświadczeń.
- Mianowicie? – spytałam z niechęcią. Miałam opowiedzieć jej jak to rodzice prawdopodobnie zapomnieli że mają córkę albo, że nie popierają jej życiowych wyborów. Albo żałują że to nie ja wtedy zginęłam - ale to już zupełnie inna historia. Przecież kipieli ze złości kiedy powiedziałam im co chce robić w przyszłości. Nie rozumieli, że właśnie temu chce poświęcić resztę swojego życia.  Myśleli, że pójdę w ich ślady, przejmę firmę a ja tym czasem zamiast profilu zarządzania i przedsiębiorstwa wybrałam profil kryminalny. To nie zwykła szkoła policyjna. Po ukończeniu mojego profilu nie będę gnieździła się na jakiejś zasranej komendzie a ochraniała najważniejszych ludzi w kraju. Albo wypełniała tajne, rządowe misje. To jest to!
- A co chciałabyś mi opowiedzieć? – znów odpowiedziała pytaniem. Stawało się to strasznie irytujące. Czy nie nauczyli jej że na pytanie nie odpowiada się pytaniem? W ogóle wizytę u psychologa wyobrażałam sobie inaczej. Myślałam, że niczym na filmach położę się na kozetce i będę opowiadała o tym jak beznadziejne mam życie. W rzeczywistości musiałam zadowolić się fotelem – na szczęście wygodnym. Cały gabinet wydawał się przyjazny. Ściany pomalowane na beżowy kolor, mahoniowe meble poustawiane pod ścianami. To wnętrze drastycznie różniło się od korytarzy czy stołówki, których ściany były kamienne i chłodne. W klasach, na sali gimnastycznej czy w pokojach uczniów miały różne kolory, najczęściej w odcieniach beżu. Szkoła, mimo że była na równi z postępem technologicznym, starała się zachować swój pierwotny, zamierzchły wygląd.
- Jak dla mnie mogliby nie istnieć. I tak w ogóle ich nie widuję, ostatnio rozmawialiśmy przez telefon na święta Bożego Narodzenia – no o ile tak krótką wymianę paru zdań można by było nazwać rozmową dziecka z rodzicem. A czy nie powinnyśmy przypadkiem rozmawiać o tym dlaczego tu trafiłam?
- A nie rozmawiamy? – myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok – czas naszej sesji dobiegł końca – zakomunikowała nagle, spoglądając na zegarek – do następnej wizyt masz zastanowić się co zmieniłaby w twoim życiu stała obecność rodziców i dlaczego tak naprawdę zdecydowałaś się na taki kierunek nauki.
- Jasne – powiedziałam wstając i przewieszając sobie przez ramię torbę. Wkurzona opuściłam gabinet psychologa. Sesje powinny poprawiać mi nastrój a nie go dodatkowo niszczyć.
- I jak było? – dobiegł mnie głos mojej przyjaciółki. Alison była moim przeciwieństwem. Drobnej budowy blondynka o łagodnym charakterze. Zawsze działa racjonalnie, nigdy nie poddaje się emocjom. Jest najlepszą uczennicą na swoim wydziale.
- Irytująco
- Co masz na myśli?
- Otwiera buzię tylko po to aby zadać kolejne pytanie. Jeszcze jej się nie zdarzyło odpowiedzieć twierdząco podczas sesji.
- Będzie dobrze – powiedziała starając się dodać mi otuchy.
Dalszą drogę pokonałyśmy w milczeniu. Zbliżała się pora lunchu i wszyscy uczniowie kierowali się do stołówki. Przypominała ona trochę tą z Harry’ego Pottera, w ogóle cała szkoła była podobna do tamtej.  Pokiwałam z rozbawieniem głową i zaśmiałam się pod nosem.
- Co cię tak rozbawiło? – spytała Ali bacznie mi się przyglądając
- Porównałam naszą szkołę do tej z Harry’ego Pottera.  Chodźmy do twojego lowelaska bo pewnie już się stęsknił – moja przyjaciółka pokręciła tylko z rezygnacją głową ale bez protestów przyspieszyła kroku. Na zabój kochała swojego chłopaka. Ja za to nigdy za nim nie przepadałam. Nie potrafiliśmy się dogadać. Do czasu. Zawsze sądziłam że jest moim wrogiem. Że próbuje odebrać mi przyjaciółkę. On za to sądził, że ja próbuję odebrać mu dziewczynę. Miesiąc temu oboje przekonaliśmy się, że w głębi zależy nam na sobie. Oczywiście nie w tym sensie co jemu zależy na Ali a jej na nim. Zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo. Możemy sobie dogryzać ale nie pozwolimy by któremuś z nas stała się krzywda.  Zastanawia mnie tylko dlaczego zrozumieliśmy to gdy byliśmy o włos od śmierci.
Gdy weszłyśmy do stołówki zobaczyłyśmy że Matt i Luck już na nas czekają. Luck jest moim najlepszym przyjacielem. To właśnie z nim najczęściej łamię szkolne reguły.
- Jesteście wreszcie. Jak było? - to pytanie było skierowane do mnie
- Luck, nie denerwuj mnie – warknęłam i poszłam nałożyć sobie coś do jedzenia. Po chwili na moim talerzu znalazły się frytki i grecka sałatka. Do picia wzięłam colę i zadowolona wróciłam do stolika.
- Pamiętaj że po lunchu cały nasz wydział zbiera się na sali gimnastycznej – powiedział mój przyjaciel. Chodziliśmy do tej samej klasy. Z kolei Matt wybrał przedsiębiorstwo.
- Myślisz że dopuszczą cię do indywidualnych zajęć? Przecież chcieli cię usunąć ze szkoły – odezwał się z zawadiackim uśmiechem chłopak mojej przyjaciółki.
- Nie mają prawa! To był wypadek i nie tylko ja brałam w nim udział! – powiedziałam posyłając mu znaczące spojrzenie. To właśnie miesiąc temu, na samym początku roku szkolnego, wracając z imprezy mieliśmy wypadek. To ja prowadziłam i to z mojego powodu w ogóle wtedy byliśmy w tym samochodzie. Całą paczką pojechaliśmy do klubu. Doprowadziłam do kłótni Ali i Matta. Ta wróciła wcześniej do domu wraz z Lucasem a ja zobowiązałam się przywieść tam kompletnie schlanego Matta.  Pogoda była paskudna a gęsty deszcz utrudniał widoczność. Samochód wpadł w poślizg i uderzył o drzewo. To był cud, że przeżyliśmy. Matta zawiesili za to, że był pod wpływem alkoholu a mnie chcieli wywalić ze szkoły.
- Miejmy nadzieję – powiedziała pojednawczo Ali
Resztę przerwy spędziliśmy na rozmowie na zwykłe, luźne tematy. Obgadywaliśmy uczniów szkoły i analizowaliśmy najnowsze sensacje. Gdy zadzwonił dzwonek pożegnaliśmy się z zakochanymi i wspólnie, wraz z Lucasem,  ramię w ramię ruszyliśmy w stronę sali gimnastycznej. Gdy doszliśmy na miejsce okazało się że już praktycznie wszyscy siedzą na swoich miejscach.  Nasz profil był jednym z najmniejszych. Na całym roku było raptem trzydziestu uczniów co szkole wcale nie przeszkadzało. Podzielili nasz rocznik na trzy klasy z których każda liczyła dziesięciu uczniów.  W szkole było pięciu, nie przepraszam, podobno przyszedł ktoś nowy, więc w szkole jest sześciu nauczycieli sztuk walki. Zastanawiałam się jak nas podzielą i który nauczyciel zechce wziąć mnie pod swoje skrzydła. Ostatni rok na mojej specjalizacji wyglądał trochę inaczej niż na pozostałych kierunkach. U nas ostatni rok wiąże się z półrocznym indywidualnym szkoleniem i miesięcznymi zajęciami polowymi. Każdy nauczyciel miał wybrać sobie uczniów których chciałby być mentorem. Ja z większością nauczycieli mam na pieńku i wiem, że oni bardzo by się ucieszyli z mojego wydalenia ze szkoły.
Wraz z Lucasem zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie i czekaliśmy aż dyrektorka zacznie całe zebranie.
- Proszę o ciszę! – zabrzmiał po chwili głos dyrektorki. Pani Clark była kobietą koło pięćdziesiątki ale nawet nieźle się trzymała – jak już zapewne wiecie od poniedziałku każdy z was, oprócz grupowych treningów, zacznie indywidualne zajęcia. Jaki jest tego cel? Łatwiej będzie wyłapać instruktorom wasze słabe punkty i pomóc wam je pokonać. Musicie przygotować się do pracy jakiej chcecie się podjąć.  Waszym najważniejszym testem będą ćwiczenia polowe które odbędą się pod koniec roku szkolnego, po egzaminach z innych przedmiotów. Każdy z was dostanie kogoś z innych wydziałów pod opiekę i przez trzy tygodnie będzie dbał o jego bezpieczeństwo. Nauczyciele będą udawać napastników i pozorować ataki które wy będziecie musieli odpierać. Są jakieś pytania? – spytała. Na sali panowała grobowa cisza – w takim razie będę wyczytywała nazwiska uczniów i odpowiednio nauczycieli którzy będą ich mentorami.
Czytała po kolei nazwiska uczniów a gdy przyszła kolej na uczniów z nazwiskiem na literę „C” spięłam mięśnie czekając na przydział, jednak moje nazwisko się na niej nie znalazło. Mimowolnie moje pięści ścisnęły się i czekałam aż dyrektorka skończy aby do niej podejść i wyjaśnić zaistniałą sytuację. Musiałam pogratulować sobie cierpliwości. Dawniej, przed wypadkiem, od razu zerwałabym się z miejsca i do niej podbiegła. Gdy pani Elizabeth skończyła i wszyscy uczniowie oraz większość instruktorów rozeszła się w swoje strony wstałam z miejsca i ruszyłam w jej kierunku. Lucas życzył mi powodzenia i powiedział że będzie czekał przed salą. Wzięłam kilka głębszych wdechów i starałam się mówić opanowanym głosem.
- A co ze mną? 
- A panna Carter – powiedziała poprawiając okulary
- Tak ja – powoli traciłam cierpliwość – nie wywaliłaś mnie ze szkoły to próbujesz nie dopuścić mnie do egzaminów?! – nigdy nie pilnowałam się z zachowaniem odpowiedniej formy rozmawiając z nauczycielami
- Twój przypadek jest dość ciężki – powiedziała z westchnieniem – dobrze wiesz, że najchętniej bym cię stąd wywaliła ale jest kilka czynników dla których nie mogę tego zrobić. Co to twoich indywidualnych zajęć to mieliśmy drobny problem gdyż, nie owijając w bawełnę, nauczyciele nie chcieli podjąć się tego zadania. Na twoje szczęście pan Miller który niedawno tu przybył podjął się tego zadania – Miller, Miller… nie słyszałam żeby jakikolwiek inny uczeń trafił pod jego skrzydła. Sporo musiało się wydarzyć przez te dwa tygodnie które spędzałam w szpitalu. To jest twój plan lekcji – powiedziała wręczając mi kartkę papieru – ze względu, że cały czas odbywasz karę, masz skrócony czas wolny a zwiększoną liczbę godzin indywidualnych treningów. 
- Nawet w weekendy?! – spytałam oburzona czytając mój plan zajęć
- Następnym razem zastanów się zanim złamiesz kolejne punkty regulaminu – powiedziała na odchodne

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział : ). Czyżby twoją inspiracją była "Akademia Wampirów"? :D Czekam na następny. Mogłabyś mnie informować o następnych rozdziałach na moich blogu, lub na adres e-mail? mkamila916@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, kocham "Akademię Wampirów" <3 ale nie będzie bardzo przypominać książki bo po pierwsze nie ma tu wampirów a po drugie mam jeszcze parę pomysłów a sporo będzie związanego z przeszłością dwójki głównych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kiedy dodasz następny rozdział?

      Usuń
    2. Nie wiem,czekam aż ktoś jeszcze skomentuje bo nie opłaca mi się pisać bloga jeśli nikt go nie czyta... Masz może nr. gg? bo wolałabym informować przez gg... Mogłabyś też zareklamować mojego bloga?

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pierwszy rozdział, bardzo mi sie podoba:)


    http://helloiamnotperfect.blogspot.com/ zapraszan :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział ale dziewczyna ma przechlapane :P

    OdpowiedzUsuń