środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 15

Obudziły mnie odgłosy dochodzące z parteru. Od razu było wiadome, że dom jest pełen życia. Spojrzałam na piętrowe łóżko stojące naprzeciwko , spodziewając się, że zobaczę tam śpiące bliźniaczki ale było puste. Wyciągnęłam z pod poduszki telefon i zobaczyłam jedną, nieprzeczytaną wiadomość. Otworzyłam ją a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Odpisałam na motywujące słowa przyjaciółki i postanowiłam podnieść się z łóżka.
Wygrzebałam z walizki czyste ciuchy i skierowałam się w stronę łazienki znajdującej się na korytarzu. Wzięłam szybki prysznic i już dziesięć minut później stałam praktycznie gotowa do wyjścia. Zostało mi tylko rozczesać i wysuszyć włosy. Przez pół roku nie miałam możliwości odwiedzić fryzjera więc włosy sporo urosły a to że są z natury kręcone i wredne nie ułatwiało sprawy.
Przed opuszczeniem łazienki przejrzałam się ostatni raz w lustrze. Nigdy nie miałam kompleksów związanych ze swoim wyglądem. Moje ciało było wysportowane w związku z czym świetnie się prezentowało w każdym wydaniu. Obecnie miałam na sobie czarne rurki i beżowy sweter.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam swoje kroki ku parterowi skąd dochodziły głośne śmiechy i rozmowy rodziny Millerów. Stanęłam w drzwiach kuchni i przyglądałam się gospodarzom. Elizabeth i Oliver szykowali śniadanie, Suzanna i Harry kłócili się o coś zaciekle a Samantha nakrywała do stołu. Nigdzie nie było Chrisa.
- O już wstałaś Rose. W samą porę na śniadanie - Elizabeth w końcu mnie zobaczyła - Jak się spało? - przypomniała mi się nasza wczorajsza kłótnia. Pani Miller chciała aby któraś z dziewczyn zajęła kanapę w ich pokoju abym ja jako gość mogła spać na prawdziwym łóżku. Ja jednak nie chciałam się zgodzić bo wystarczające było to, że zwalałam się im do domu w święta jakbym nie miała własnego. Na szczęście Elizabeth szybko zrozumiała, że ze mną nie wygra i pozwoliła mi spać na kanapie.
- Bardzo dobrze. W czymś wam pomóc? - zgodnie z prośbą mówiłam im na ty.
- Nie. Już wszystko gotowe. Su, Harry uspokójcie się wreszcie i siądźcie do stołu.
Rodzeństwo ostatni raz rzuciło sobie nienawistne spojrzenie i usiało jak najdalej od siebie. Kiedy wszyscy zasiedli do stołu i miałam pytać o Christophera którego w dalszym ciągu brakowało, ten sam zjawił się w pomieszczeniu. Od razu było widać że wrócił z porannego joggingu. Nawet teraz nie mógł sobie odpuścić? Przecież, na litość Boską, są święta! Przywitał się ze wszystkimi i zaczął odsuwać krzesło aby zasiąść do śniadania. 
- Ani mi się waż siadać teraz do stołu. - głos jego matki był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu - marsz pod prysznic i za pięć minut masz być tu z powrotem.
Sytuacja była tak komiczna, że ledwo opanowałam wybuch śmiechu. Ten o to 25 latek, twardy wyszkolony wojownik, niemalże z podkulonym ogonem wykonywał polecenia rodzicielki.

- Dzieci? - śniadanie właśnie dobiegało końca gdy pani domu przewała wszystkie rozmowy prowadzone przy stole. Wszystkie głowy jednocześnie zwróciły się w jej stronę - Pojedziecie po jakieś drzewko? Najlepiej jodłę albo świerka, no i oczywiście potem trzeba przybrać je ozdobami.
- Nie możemy zapomnieć o jemiole! - Suzanna zapiszczała niczym pięciolatka podskakując na krześle - porozwieszam ją w każdym kącie domu!
- Taak, nie zapomnijcie o jemiole - westchnęła Elizabeth - zbierajcie się już lepiej. Ja zajmę się sprzątaniem bo i tak Oliver nie chce mnie wpuścić do kuchni. - mówiąc to posłała swojemu mężowi znaczące spojrzenie.
- Nie moja wina, że jedyne co umiesz zrobić to kanapki, ewentualnie jajecznica. Przykro mi kochanie ale kurą domową to ty nigdy nie będziesz. - mężczyzna próbował się bronić, jednocześnie pogrążając za co oberwał, jak klasycznie, ścierką po głowie.

Od godziny szukaliśmy idealnego drzewka. Było ich tu tyle, że ciężko było się zdecydować. A dziewczyny co rusz odrzucały jakąś propozycje.
- Może to? - Sam wskazała jedno z drzewek.
Chris nie krył radości. W końcu decyzja została podjęta. Wybór padł na bardzo wysokiego świerka. Nie mogłam wyjść z podziwu, że udało nam się ją przewieść do domu.

Chociaż byłam tu od niedawna odkryłam nowe oblicze Millera. Dawniej myślałam, że poznałam to jego prywatne oblicze. Na naszych indywidualnych treningach wydawał się odprężony, naturalny. Ale to nie była nawet jedna setna jego prawdziwego oblicza. To jaki był przy rodzinie ukazywało jego prawdziwe oblicze. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Ale czasem można było zauważyć niepokój, szczególnie gdy martwił się o siostry. Nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy, gdy dowiedział się, że jedna z jego kochanych, małych siostrzyczek ma adoratora. Albo ta irytacja gdy Harry zapytał czy wszystkie dziewczyny w mojej szkole to takie same laski jak ja. No i ta miłość do rodzicielki i ojczyma. Widać było tu prawdziwą miłość. Tak zawsze wyglądała moja wymarzona rodzina.

- Rose - Chris zszedł z drabiny wieszając ostatnie światełka - chciałbym pokazać ci pewne miejsce. Tylko musimy się pospieszyć
- Jasne. Przy okazji wstąpimy do galerii?
- Tak, tylko po co?
- Mam coś do załatwienia.
- W takim razie musimy się zbierać.

Pierwszy raz od przylotu znajdowaliśmy się sami w jednym pomieszczeniu. Ciepłe powietrze w samochodzie sprawiło, że zapach mojego mentora był intensywniejszy. Nie jechaliśmy długo. Już po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś opuszczonym budynkiem.
- Gdyby nie to, że chciałaś jeszcze jechać na zakupy, przyszlibyśmy na piechotę.
- Nie, żeby coś ale tu nic nie ma - powiedziałam rozglądając się dokoła. - no chyba, że chcesz mnie tu zgwałcić, zabić i zakopać. A ostrzegam, nie poddam się bez walki
- Liczę na to - powiedział uśmiechając się przebiegle - a tak na serio to chciałem pokazać ci właśnie ten budynek. Mam do niego sentyment. Ale musimy wejść na samą górę.
- A czy ten budynek się nie zawali? - nie cierpiałam na lęk wysokości ale z tego budynku został sam szkielet i wątpiłam czy wytrzyma nasz ciężar.
- Boisz się? - chłopak podpuszczał mnie grając na moim ego.
- Oczywiście, że nie. Kto pierwszy na górze!

Miller wyminął mnie już na pierwszym piętrze. Deptałam mu po piętach czasem oszukując łapiąc go za kurtkę czy też nogawkę spodni. Mój towarzysz nie miał jednak zwyczaju dawać wygrywać słabszym więc efekt był taki, że na dziesiąte piętro dobiegłam jako druga. I muszę przyznać, że straciłam oddech, nie tyle przez wysiłek, ile przez widok jaki zobaczyłam. Cała panorama majestatycznego Londynu z Big Benem na czele.
- Robi wrażenie prawda? - usłyszałam tuż za uchem.
- O tak. - westchnęłam - więc to jest twoje ulubione miejsce?
- Tak. Zawsze kiedy mam doła albo kiedy chcę pomyśleć, pobyć sam, przychodzę tutaj. Właściwie to nikt nie wiem o tym miejscu. Jesteś pierwszą osobą którą tu przyprowadziłem. - wciąż mówił cicho, niemalże szeptem a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, która z pewnością nie została wywołana zimowym klimatem Anglii.
- Czuję się zaszczycona. Jak je znalazłeś? - mój głos też był szeptem. Nie miałam odwagi odwrócić się twarzą do mojego rozmówcy i wciąż wpatrywałam się w panoramę miasta.
- Znasz tę całą żołnierską procedurę w wypadku śmierci żołnierza? - kiwnęłam głową w znaku zaprzeczenia więc kontynuował - do rodziny zmarłego przyjeżdża ktoś wysoki rangą i dwóch szeregowców z tego samego oddziału w którym był poległy. Przywożą ze sobą flagę i wręczają ją wdowie składając najszczersze kondolencje. Każda rodzina się tego obawia. Każda żona żołnierza zamiera gdy słyszy podjeżdżający samochód na podjazd a nikogo się nie spodziewała. Moja mama też się tego obawiała. To największy koszmar każdej kobiety związanej z żołnierzem. I ten koszmar stał się rzeczywistością dla mojej rodziny. Kiedy zobaczyłem moją mamę rozmawiającą z facetami w mundurach, widziałem jak uginają się pod nią nogi. Widziałem łzy w jej oczach. Tą rozpacz na jej twarzy. Wiedziałem, że nie oznacza to nic dobrego ale nie wiedziałem o co chodzi. A kiedy oni już odeszli a ona odwróciła się w moją stronę i powiedziała, że tata już nie wróci, byłem szczylem. Nie przyszło mi do głowy, że powinienem wspierać swoją rodzicielkę. Po prostu wybiegłem z domu i ruszyłem przed siebie. Zatrzymałem się dopiero przed tym budynkiem. Już wtedy był ruiną. Wbiegłem na samą górę i siedziałem tu kilka godzin. Mama w tym czasie zdążyła postawić na nogi chyba wszystkie służby w mieście. Kiedy wróciłem do domu naprawdę jej ulżyło. Dopiero po latach doszło do mnie to jakich problemów jej narobiłem. Nie dość, że dowiedziała się o śmierci swojego męża to musiała jeszcze zamartwiać się o mnie. Ale w każdym bądź razie od tamtego momentu to był mój azyl. Zawsze kiedy coś szło nie po mojej myśli, przychodziłem tutaj. Tylko ja i moje myśli.
- Dlaczego wybrałeś szkołę w Stanach? W Anglii i kilku innych krajach europejskich są takie same szkoły. Zajmujące się tym samym co nasza.
- Chciałem być jak mój tata ale ze wstąpieniem do wojska musiałbym czekać do osiemnastki. Zacząłem grzebać w internecie. Znalazłem informacje o temat tego rodzaju szkół.
- No ale dlaczego nie Anglia? - niecierpliwiłam się
- Bo mimo tego, że pogodziłem się ze śmiercią ojca wszystko mi o nim przypominało. Domek na drzewie który wybudował dla mnie. Garaż w którym remontował stary zabytkowy samochód i strzelnica na którą mnie zabierał abym popatrzył jak ćwiczy. Było mi ciężko, chciałem zmienić otoczenie. Nie mieliśmy jednak wystarczająco pieniędzy. Wojskowa renta po tacie nie była wysoka a mama w szkole nie zarabiała kokosów. Kiedy jednak koledzy z oddziału ojca dowiedzieli się o moim marzeniu postanowili mi pomóc. Pogadali z jakimiś znajomymi, dużo wyżej postawionymi którzy postanowili, w rewanżu za zasługi ojca, przyjąć mnie do szkoły. Mogłem się tam uczyć bez jakichkolwiek płatności. Pod warunkiem, że będę wystarczający dobry.
- A byłeś cholernie dobry. I zyskałeś wielkie uznanie wśród wysoko postawionych ludzi.
- Nie mówiąc skromnie. - powiedział na co się zaśmiałam - a na poważnie, to jeśli chcesz jeszcze gdzieś jechać to musimy się zbierać.
- Jasne mistrzu

Z zakupami uwinęliśmy się w półtorej godziny i miałam już prezenty dla każdego z rodziny Millerów a także dla przyjaciół z którymi zobaczę się po przerwie świątecznej. Elizabeth kupiłam książkę kucharską o tytule "Kuchnia dla opornych" która moim zdaniem była idealnym prezentem, jeśli pani Miller ma poczucie humoru, Oliverowi czapkę ze śmieszną karykaturą i do zestawu fartuch z żartobliwym napisem, Suzanna i Samantha dostaną kilka książek różnych gatunków a Harry czerwoną koszulę w granatowo białą kratę. Christopher dostanie zegarek z wygrawerowanym napisem. Uznałam, że cytat Paulo Coelho "Człowiek walczy, by przetrwać, a nie po to, by się poddać" idealnie do niego pasuje.

Zaparkowaliśmy pod domem i z pełnymi siatkami weszliśmy do środka. Od razu podszedł do nas Harry chcąc mi pomóc. Już chciałam podać mu część toreb gdy zatrzymał mnie pisk Sam.
- STOP! Harry, Rose!
- Czemu krzyczysz? - zainteresował się najstarszy z rodzeństwa.
- Oni stoją pod jemiołą! Już, całować mi się! I nie żaden policzek! W usta! - głos piętnastolatki był stanowczy.
Nie mając wyjścia zbliżyłam swoje usta do ust siedemnastolatka i połączyłam je w krótkim pocałunku.



_________________________

Chcę powiedzieć, że gdyby nie wy, ten rozdział nie zostałby dodany. Ciągłym pytaniem mnie, zadręczaniem o rozdział sprawiłyście, że zmotywowałyście mnie do wyskrobania tego bądź co bądź beznadziejnego czegoś. 

Chcę też powiedzieć, że zaangażowałam w ten rozdział pół listy kontaktów z GG przy wyborze prezentu dla Chrisa i wyborze cytatu. Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się szybciej niż ten. 

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY!

13 komentarzy:

  1. I tak uważam, że rozdział jest zajebisty ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kuchnia dla opornych" hahah
    Twoje starania związane z cytatem nie poszły na marne - pasuje idealnie! :D
    Kurde, powiem ci, że zawsze gdy czytam twoje rozdziały, to myślę sobie "dziewczyna ma to coś". Bardzo dobrze piszesz i nie przestawaj, bo się ludzie pozałamują (łącznie ze mną) ;D
    Czekam na następny, a więc weny ;)
    /Smite

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały rozdział czekam z niecierpliwością na next
    i sądze , że ten pocałunek będzie pierwszym wątkiem w następnym rozdziale
    weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się Chris wkurzy!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie oglądałam Arrow i tak jakoś postanowiłam tu wpaść.
    Bardzo dobry rozdział=]

    OdpowiedzUsuń
  6. Możemy się spodziewać następnego rozdziału jeszcze w tym tygodniu?
    Błędów, które by raziły lub przeszkadzały w czytaniu się nie doszukałam, ogółem 15 jest cudowny, tylko wydaje mi się, że trochę krótki;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Więc tak, Chris będzie mega zazdrosny o ten pocałunek. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, nie wchodziłam na komputer, a nie lubię z telefonu. Nie mogę się doczekać co się wydarzy. Pozdrawiam i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  8. wspaniały weny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny?:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Chcę nowy rozdział!:(

    OdpowiedzUsuń