Winda spadał. Z zawrotną prędkością pokonywała kolejne piętra by w końcu gwałtownie się zatrzymać. I Byłam przekonana że nie dotarliśmy do piwnicy tylko wisimy nadal w powietrzu a większe szarpnięcie czy kolejny wybuch może spowodować iż spadniemy na sam dół i rozbijemy się. Ciekawe co wtedy się z nami stanie? Zamrugałam kilka razy oczami i rozejrzałam dokoła. Pod sobą zobaczyłam Christophera który również się ocknął. Powoli spróbowałam się podnieść aby uwolnić mentora. Poczułam silny ból barku i lewej nogi. Do tego głowa niemiłosiernie mi pulsowała.
- Nic ci nie jest? - spytał niepewnie Miller wstając z ziemi
- Chyba nie - powiedziała poprawiając ubranie i włosy - Spróbujemy się stąd wydostać? - spytałam patrząc na klapę ewakuacyjną
- Nie wiem czy to coś da. Prawdopodobnie została czymś przywalona.
- Zawsze można spróbować. Nie mam zamiaru tu siedzieć kiedy wszystko rozgrywa się na zewnątrz
Nic nie powiedział. Podszedł do mnie i ukucnął.
- Wskakuj - powiedział wskazując swoje barki. Wykonałam jego polecenie a on po chwili podniósł się ze mną na plecach jakbym była piórkiem. No ludzie ważę blisko 60 kilko! Fakt faktem że wszystko to mięśnie ale jednak jakaś waga. Gdy już stanął na prostych nogach wyciągnęłam rękę chcąc podnieść klapę. Ta jednak ani drgnęła.
- Miałeś racje. Znowu - powiedziałam zeskakują i od razu tego pożałowałam. Ból rozszedł się po całej mojej nodze począwszy od kostki aż do uda. Starałam się tego nie pokazać. Usiadłam pod ścianą i głośno westchnęłam. - Nienawidzę tak bezczynnie siedzieć
- Sprawmy aby nie było to bezczynne.
- Co masz na myśli? - spytałam go. Moją fantazją było ta aby ta wypowiedź miała drugie dno. To mniej przyzwoite.
- Pytałaś mnie skąd mam te blizny. Opowiem ci o tym jeśli ty opowiesz mi o tym co przeżyłaś. Co sprawiło że jesteś taka jaka jesteś.
- Czyli jaka?
- Z pozoru zwykłą nastolatką której w głowie tylko imprezy. Ale pod tą warstwą kryje się twoje drugie oblicze. Jesteś odpowiedzialna i dojrzała jak na swój wiek. Musiałaś przejść wiele. Coś co na zawsze zmieniło twoje życie.
- Nie jestem pewna
- Uwierz mi - powiedział łapiąc moją twarz w dłonie. Pierwszy raz byliśmy ze sobą tak blisko poza treningami. Przez moje ciało przeszedł dreszcz - z jakiegoś powodu ukrywasz to przed przyjaciółmi ale musisz mieć kogoś komu o tym powiesz. Tym kimś mogę być ja. Chcę żebyś zaufała mi. - miałam ochotę go pocałować. Całkowicie odpłynęłam patrząc w jego oczy i usta.
- Dobrze - powiedziałam nie do końca tego świadoma. Byłam jakby w amoku - ale ty będziesz pierwszy - dodałam gdy się już otrząsnęłam.
- Od czego by tu zacząć? - powiedział odchylając głowę i przymykając oczy
- Najlepiej od początku - mruknęłam
- Tak więc pochodzę z Anglii ale rodzice wysłali mnie tu do szkoły. Spędziłem tutaj jedną trzecią swojego życia. Nie byłem zawsze taki grzeczny i poukładany. Często podpadałem nauczycielom. Ale byłem dobry w tym co robiłem. Tak jak ty - powiedział uśmiechając się - W dniu egzaminów była delegacja z Białego Domu. Obserwowali przebieg egzaminów o chcieli zwerbować nowych ochroniarzy, agentów. Spodobałem się im. W końcu miałem najlepsze wyniki. Zaproponowali mi ochronę prezydenta. To było coś! Od razu się zgodziłem. Pojechałem tam i spędziłem na służbie prezydentowi trzy lata. Kilka razy wyróżniłem się odwagą i takie brednie. Zobaczono we mnie potencjał. Zaproponowano udział w tajnych misjach. Na rozgrzewkę miało być coś niewielkiego. Taki teścik. Wysłano nas dwóch. Mnie i przyjaciela którego poznałem w Białym Domu. Na jakąś wyspę której nie było na mapach. Która teoretycznie nie powinna istnieć. Mieliśmy zbadać teren. Zrzucono nas na wyspę. Miało to być proste zadanie bez większych zagrożeń. Zaczęliśmy patrol i wpadliśmy w zasadzkę. Ci ludzie nie byli jakimiś kanibalami nie wiedzącymi co to cywilizacja. Byli to ludzie znakomicie wyszkoleni z najnowocześniejszą bronią. Przesłuchiwali nas, torturowali. Chcieli abyśmy przeszli na ich stronę. Tom uległ. Dość szybko dał się złamać. Ja nie chciałem. Nie mogłem. Opierałem się. Ta blizna była najgorsza - powiedział podnosząc koszulkę i wskazując bliznę która znajdowała się miedzy żebrami - Wiesz dlaczego? - chciałam odpowiedzieć ale nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa - Bo była pierwszą poważną raną. Jakiś najemnik w masce wbił mi katanę. Najpierw tu potem w okolice serca tylko tam płycej. Wszystko to miało jeden cel. Zadać mi niesamowity ból ale nie zabić. Udało mi się im uciec. To tam tak naprawdę nauczyłem się walczyć. To czego nauczyłem się w szkole mało mi się przydało. Tam musiałem się nauczyć wiele więcej aby przeżyć. Spędziłem tam kolejne lata. Pomogłem też Gregowi - kolejnemu zakładnikowi uwolnić się i razem staraliśmy się przeżyć.
- Dlaczego nie wysłano po was wsparcia? - udało mi się wykrztusić
- Bo ten mój "przyjaciel" zawiadomił dowódcę że zbiegłem. Zdezerterowałem. Sam wrócił do kraju do kraju po czym kilka miesięcy później odszedł ze służby i wrócił na wyspę. Stał się taki jak reszta. Mordercą. Kiedy udało mi się wrócić do kraju nie wiedzieli co ze mną zrobić. Nie byłem starym sobą. Zmieniłem się. Dojrzałem. To była prawdziwa szkoła przetrwania. Bali się przydzielić mnie do jakichś misji bo myśleli że nie wytrzymam psychicznie.
- Dlatego dali cię do szkoły
- Tak, szkoła ma być takim etapem przejściowym. Jeśli zobaczą że nic mi nie jest, może wrócę do misji specjalnych.
- To co cię spotkało.... - starałam się jakoś ubrać to w słowa ale kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Spodziewałam się zupełnie innej historii.
- Nic nie musisz mówić. - powiedział spoglądając mi w oczy - każdy z nas ma jakąś historię i żadna nie jest piękna. Dlatego chcę poznać twoją
Przez dłuższą chwilę panuje cisza. Zbieram w głowie myśli i teraz to ja przymykam oczy. Czuję jak Chris chwyta moją dłoń ale nie podnoszę powiek.
- Moi rodzice zawsze kochali pracę i pieniądze. To było ich trzecie dziecko. To najważniejsze.
- Trzecie? - spytał zdziwiony Miller
- Trzecie. Miałam brata. To on starał zastępować mi rodziców. Był dużo starszy. Mieliśmy podobne charaktery chociaż wtedy ciężko było to zauważyć. Teraz to widzę. On kochał muzykę. Miał nawet swój mały zespół. I chciał iść w tym kierunku. Studia muzyczne. To było jego marzenie. Ale pomimo swoich zajęć zawsze znajdował czas dla swojej młodszej siostrzyczki - spod moich powiek wypłynęła samotna łza - do tej pory gdy zamknę oczy widzę jego wesołą twarz ale ten obraz chwilę później zostaje przysłonięty jego rozpacz po rozmowie z rodzicami. Skończył szkołę, musiał wybrać studia. Chciał spełniać marzenia ale na drodze stanęli mu rodzice. Chcieli żeby przejął po nich kiedyś firmę. Zmusili go aby wybrał sprzymierzający temu kierunek. On nie dawał sobą łatwo manipulować. Nie słuchał rozkazów. Ale mieli haczyk. Na początku grozili że odetną go od rodzinnej fortuny ale jemu do szczęścia pieniądze nie były potrzebne. Zagrozili mu że odetną go ode mnie. A on do tego nie mógł dopuścić. Poszedł na wybrane przez nich studia. Tego dnia powiedział mi coś co pamiętam do dziś: Nie pozwól by ktokolwiek zniszczył twoje marzenia. Nie ważne co wydarzy się w twoim życiu, zawsze musisz walczyć o to co kochasz naprawdę". Byłam wtedy dzieckiem, nie wiedziałam o co mu chodzi ale jego spojrzenie mówiło wszytko. Wiedział że mam już jakieś wyobrażenia przyszłości. Zawsze mówiłam mu że będę łapała złych ludzi. Uśmiechał się wtedy do mnie i mówił że we mnie wierzy. Kiedyś nie mógł odebrać mnie z przedszkola bo miał w burze jakieś spotkanie.
Odebrała mnie więc gosposia i miała do niego zaprowadzić. Byłyśmy przecznicę przed wieżowcem kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Zainteresowana podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam samolot. Leciał wprost na wieżę. Po chwili w nią wleciał. Chwilę później drugi uderzył w wieżę obok. Stanęłam w miejscu. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieje. Podobnie jak inni ludzie. Ale wiedziałam jedno. Nie stało się nic dobrego. W tej wieży swoje biuro miała firma rodziców. A w firmie był mój brat. Nie znaleźli jego ciała. Mam głupią nadzieję że on żyje. Dlatego co roku w rocznicę zamachu jadę upić się do jakiejś knajpy a w jego urodziny do Nowego Jorku. Od zawsze obwiniałam o to rodziców. Gdyby nie zmusili go do tych studiów i pracy w firmie nic by mu się nie stało. Byłby teraz ze mną.
- Nie sądzisz że powinnaś pogodzić się z jego śmiercią? - spytał po chwili
- Nie potrafię. Lepiej żyje mi się z myślą że on gdzieś tam może być. Może ma amnezję i dlatego mnie nie odnalazł. Może wzięli go za kogoś innego. Ale żyje.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym nikomu? - kolejne pytanie
- Chyba z tego samego powodu co ty. Ani ja ani ty nie chcemy litości. A ta wiedza zmieniłaby postrzeganie nas w oczach innych. - powiedziałam przeciągając się. Znów moje ciało przeszył ból. Zacisnęłam zęby - czy naprawdę jestem taka zła? - spytałam się po chwili patrząc na mężczyznę
- Oczywiście że nie. Dlaczego w ogóle tak myślisz?
- Ludzie uważają mnie za bezuczuciową sukę. Czy naprawdę taka jestem?
- Nie jesteś - powiedział chwytając mnie za ramiona aby spojrzała w jego czy. Po chwili jednak przeniesieni ręce na moją twarz co wywołało u mnie dreszcz. - nie wolno ci nawet tak myśleć! Oni cie nie znają. Wadą większości ludzi jest to że oceniają innych po pozorach. Ty stwarzasz takie pozory bo boisz się zranienia. Boisz się że kogoś znów stracisz tak jak straciłaś brata. Nawet swoich przyjaciół nie dopuściłaś do siebie całkowicie. Ale mnie nie stracisz - to była obietnica ale miałam wątpliwości czy ją dotrzyma. W końcu byłam jego uczennicą. Tylko uczennicą.
- Dlaczego?
- Bo jesteś dla mnie ważna - znajdowaliśmy się tak blisko siebie. Gdy to powiedział zadziałałam pod wpływem impulsu. Pocałowałam go. Myślałam że mnie odepchnie ale on odwzajemnił pocałunek.
_____________________
Katastrofa! Przepraszam was za to ale w ogóle nie mam weny i pomysłów....Komentujcie! Nawet jeśli macie krytykować to skomentujcie! Wyraźcie swoje zdanie bo podziała to na mnie motywująco!
- Dlaczego nie wysłano po was wsparcia? - udało mi się wykrztusić
- Bo ten mój "przyjaciel" zawiadomił dowódcę że zbiegłem. Zdezerterowałem. Sam wrócił do kraju do kraju po czym kilka miesięcy później odszedł ze służby i wrócił na wyspę. Stał się taki jak reszta. Mordercą. Kiedy udało mi się wrócić do kraju nie wiedzieli co ze mną zrobić. Nie byłem starym sobą. Zmieniłem się. Dojrzałem. To była prawdziwa szkoła przetrwania. Bali się przydzielić mnie do jakichś misji bo myśleli że nie wytrzymam psychicznie.
- Dlatego dali cię do szkoły
- Tak, szkoła ma być takim etapem przejściowym. Jeśli zobaczą że nic mi nie jest, może wrócę do misji specjalnych.
- To co cię spotkało.... - starałam się jakoś ubrać to w słowa ale kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Spodziewałam się zupełnie innej historii.
- Nic nie musisz mówić. - powiedział spoglądając mi w oczy - każdy z nas ma jakąś historię i żadna nie jest piękna. Dlatego chcę poznać twoją
Przez dłuższą chwilę panuje cisza. Zbieram w głowie myśli i teraz to ja przymykam oczy. Czuję jak Chris chwyta moją dłoń ale nie podnoszę powiek.
- Moi rodzice zawsze kochali pracę i pieniądze. To było ich trzecie dziecko. To najważniejsze.
- Trzecie? - spytał zdziwiony Miller
- Trzecie. Miałam brata. To on starał zastępować mi rodziców. Był dużo starszy. Mieliśmy podobne charaktery chociaż wtedy ciężko było to zauważyć. Teraz to widzę. On kochał muzykę. Miał nawet swój mały zespół. I chciał iść w tym kierunku. Studia muzyczne. To było jego marzenie. Ale pomimo swoich zajęć zawsze znajdował czas dla swojej młodszej siostrzyczki - spod moich powiek wypłynęła samotna łza - do tej pory gdy zamknę oczy widzę jego wesołą twarz ale ten obraz chwilę później zostaje przysłonięty jego rozpacz po rozmowie z rodzicami. Skończył szkołę, musiał wybrać studia. Chciał spełniać marzenia ale na drodze stanęli mu rodzice. Chcieli żeby przejął po nich kiedyś firmę. Zmusili go aby wybrał sprzymierzający temu kierunek. On nie dawał sobą łatwo manipulować. Nie słuchał rozkazów. Ale mieli haczyk. Na początku grozili że odetną go od rodzinnej fortuny ale jemu do szczęścia pieniądze nie były potrzebne. Zagrozili mu że odetną go ode mnie. A on do tego nie mógł dopuścić. Poszedł na wybrane przez nich studia. Tego dnia powiedział mi coś co pamiętam do dziś: Nie pozwól by ktokolwiek zniszczył twoje marzenia. Nie ważne co wydarzy się w twoim życiu, zawsze musisz walczyć o to co kochasz naprawdę". Byłam wtedy dzieckiem, nie wiedziałam o co mu chodzi ale jego spojrzenie mówiło wszytko. Wiedział że mam już jakieś wyobrażenia przyszłości. Zawsze mówiłam mu że będę łapała złych ludzi. Uśmiechał się wtedy do mnie i mówił że we mnie wierzy. Kiedyś nie mógł odebrać mnie z przedszkola bo miał w burze jakieś spotkanie.
Odebrała mnie więc gosposia i miała do niego zaprowadzić. Byłyśmy przecznicę przed wieżowcem kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Zainteresowana podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam samolot. Leciał wprost na wieżę. Po chwili w nią wleciał. Chwilę później drugi uderzył w wieżę obok. Stanęłam w miejscu. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieje. Podobnie jak inni ludzie. Ale wiedziałam jedno. Nie stało się nic dobrego. W tej wieży swoje biuro miała firma rodziców. A w firmie był mój brat. Nie znaleźli jego ciała. Mam głupią nadzieję że on żyje. Dlatego co roku w rocznicę zamachu jadę upić się do jakiejś knajpy a w jego urodziny do Nowego Jorku. Od zawsze obwiniałam o to rodziców. Gdyby nie zmusili go do tych studiów i pracy w firmie nic by mu się nie stało. Byłby teraz ze mną.
- Nie sądzisz że powinnaś pogodzić się z jego śmiercią? - spytał po chwili
- Nie potrafię. Lepiej żyje mi się z myślą że on gdzieś tam może być. Może ma amnezję i dlatego mnie nie odnalazł. Może wzięli go za kogoś innego. Ale żyje.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym nikomu? - kolejne pytanie
- Chyba z tego samego powodu co ty. Ani ja ani ty nie chcemy litości. A ta wiedza zmieniłaby postrzeganie nas w oczach innych. - powiedziałam przeciągając się. Znów moje ciało przeszył ból. Zacisnęłam zęby - czy naprawdę jestem taka zła? - spytałam się po chwili patrząc na mężczyznę
- Oczywiście że nie. Dlaczego w ogóle tak myślisz?
- Ludzie uważają mnie za bezuczuciową sukę. Czy naprawdę taka jestem?
- Nie jesteś - powiedział chwytając mnie za ramiona aby spojrzała w jego czy. Po chwili jednak przeniesieni ręce na moją twarz co wywołało u mnie dreszcz. - nie wolno ci nawet tak myśleć! Oni cie nie znają. Wadą większości ludzi jest to że oceniają innych po pozorach. Ty stwarzasz takie pozory bo boisz się zranienia. Boisz się że kogoś znów stracisz tak jak straciłaś brata. Nawet swoich przyjaciół nie dopuściłaś do siebie całkowicie. Ale mnie nie stracisz - to była obietnica ale miałam wątpliwości czy ją dotrzyma. W końcu byłam jego uczennicą. Tylko uczennicą.
- Dlaczego?
- Bo jesteś dla mnie ważna - znajdowaliśmy się tak blisko siebie. Gdy to powiedział zadziałałam pod wpływem impulsu. Pocałowałam go. Myślałam że mnie odepchnie ale on odwzajemnił pocałunek.
_____________________
Katastrofa! Przepraszam was za to ale w ogóle nie mam weny i pomysłów....Komentujcie! Nawet jeśli macie krytykować to skomentujcie! Wyraźcie swoje zdanie bo podziała to na mnie motywująco!
Świetny rozdział.! Żadna katastrofa.! No może oprócz tej, którą przeżyła...nosz kurwa! Zapomniałam jej imienia xd ale jestem durna xd coś przeczuwałam że niedługo dodasz! Dlatego wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały na atomie (no bo jestem na telefonie i u góry jak włącze blogi to jest atom i tam się wszystkie wpisy włączają czy coś xd czasem tak robię jak mi się nie chce cały czas dawać kolejnego rozdziału, albo jak czcionka jest nie widoczna (no i (kolejnym już) nawiasem mówiąc w tej czcionce trochę mi się trudno czyta, bo tło jest ciemne i czcionka też, więc byłabym ci bardzo wdzięczna gdybyś zmieniła kolor czcionki czy coś (Przepraszam, ale mi się serio trochę trudno czyta ale szablon jest świetny!))) nie spodziewałam się, że ... Chrisa spotkało takie coś. To musiało być dla niego straszne. (cdn xd)
OdpowiedzUsuńA ..ta dziewczyna (wybacz muszę ją tak nazywać bo serio nie pamiętam jak ona się nazywa.ale zaraz sprawdze!!!) naprawdę przeżyła tragedię. Jej brat był dla niej wszystkim (tak wywnioskowałam z tego co przeczytałam. Dwa razy!:D) a przez ten samolot go straciła. No dobra nie rozpisuje się. A no i się zdziwiłam, że go pocałowała A ON TO ODWZAJEMNIŁ!!!! No i ciekawa jestem kiedy chris zauważy że ją boli lewa noga i bark. I czy jakoś się wydostaną, albo ktoś ich uratuje. I co będzie po tym pocałunku. I czy będą prowadzili o tym jakąś krępującą rozmowę. (I czy pojadę jutro na zakupy xD) No dobra, chyba mi odwaliło tak na maxa. Chociaż, na razie aż tak bardzo nie xd życzę ci bardzo dużo weny! Naprawdę bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo dużo weny!!!!! No i dziękuję, że piszesz, bo szkoła i te inne takie naprawdę mogą zamęczyć człowieka. Kocham Cię:* do następnego kochanie xxx
Usuńps.:miało to być w 1 komie, ale coś się nie chciało dodać. Potem wszystko się nie chciało skopiować "bo za dużo-,-" i musiałam kombinować co zrobić. Ale wymyśliłam i tak o to powstały 2 chyba najdłuższe na tym blogu komentarze xD
Dziękuję! Przeczytać taki komentarz jest czymś niezwykłym w odebraniu blogera ;) Aż chce się pisać! Rose to imię głównej bohaterki. Dopiero teraz uświadomiłam sobie że naprawdę rzadko go używam... Muszę się poprawić! Tak w ogóle to ciesze się że moje opowiadanie komuś się podoba i wywołuje u niego pozytywne uczucia. Jeszcze raz dziękuję że jesteś!
UsuńHej, chciałabym to przeczytać lecz wpierw zmień kolor liter na biały. Jak zmienisz, to daj znać, bo teraz nie da się tego w ogóle czytać ;))
OdpowiedzUsuń+zapraszam na mojego bloga, gdzie piszę powieść fantasty. Mile widziany komentarz ze szczerą opinią lub obserwacja. http://skazaninawiecznosc.blogspot.com/
To było rewelacyjne. Świetny rozdział. Końcówka po prostu genialna. W końcu doczekałam się pierwszego pocałunku. ;) Trzymaj tak dalej, a na pewno chętnie będę wpadać na twego bloga ;*
OdpowiedzUsuńSzybko pisz nexta, bo przeczytałam to w 1,5h i to jest Za*****te Uwielbiam tego bloga i nie mogę się doczekac następnyych rozdziałów:DDDDDD I <3 TEGO BLOGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńej noo ja chciec kolejny rozdzial xdd
OdpowiedzUsuń|Interesujące i fajnie pisze weny |<3
OdpowiedzUsuń