czwartek, 26 września 2013

Rozdział 5

Sobota. Dla większości, błogi spokój. Tylko ja muszę iść na trening i spotkanie u psychologa. Wygrzebałam się z ciepłego łóżka i ruszyłam do łazienki. Robiło się coraz chłodniej. Z dnia na dzień przybliżaliśmy się do zimy. Przypomniało mi się, że muszę iść do dyrektorki. Mam nadzieję że pomimo szlabanu jaki na mnie nałożyła, pozwoli mi wyjechać stąd na parę dni jak co roku. Jak co roku, dziesiątego grudnia udaję się do Nowego Jorku. Są tylko dwa okresy kiedy wspomnienia atakują mnie w szczególny sposób, kiedy są intensywniejsze. Wrzesień i grudzień. Dwa miesiące które z pozoru nic nie łączy, dla mnie mają szczególnie mocne, nieprzerwane połączenie. Gorący prysznic rozluźnił moje zbolałe mięśnie. Wytarłam swoje ciało ręcznikiem, poprawiłam koka, założyłam dresy i umyłam zęby. Gdy miałam poranne treningi z Chrisem nie korzystałam z szatni a przygotowywałam się w pokoju. Opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w stronę sali treningowej. Cały czas zastanawiałam się nad tym co powiedział mi mój trener. Zawsze myślałam że będę ochraniać ludzi, co jeśli nie to było moim powołaniem? Co jeśli moim przeznaczeniem jest ściganie takich jak ci którzy zniszczyli mi dzieciństwo? Trening nie różnił się niczym specjalnym od pozostałych. Najpierw bieganie, następnie ćwiczenia rozciągające i sztuki walki wręcz z użyciem noży. Pamiętam pierwszy nasz trening z zastosowaniem tej broni. Miller cisnął nim przez pół sali i trafił w klatkę piersiową manekina. Od razu zapragnęłam posiąść tę umiejętność. Od kiedy tylko go poznałam próbuję go rozgryźć i mam wrażenie że on również to robi, może nawet z lepszym skutkiem.
- Możesz w końcu skoncentrować się na ćwiczeniach? - spytał z rezygnacją trener
- Jasne - wysapałam po raz kolejny kopiąc manekina w żebra.
- Coś cię gryzie? - zrobił kolejne podejście aby coś ze mnie wyciągnąć. Czasem mu się udawało i palnęłam o parę zdań za dużo
- Muszę po prostu iść do dyrektorki coś załatwić i zastanawiam się jak załatwić sprawę żeby się zgodziła i żebym znowu jej czymś przy tym nie podpadła bo będzie dupa i nic nie załatwię.
- Co ty z nią chcesz załatwiać? Mało ci problemów? A może chcesz jeszcze więcej treningów?
Z tobą? Nie pogardziłabym - Przeszło mi przez myśl
- Nie ważne, wracajmy do treningu
- Ważne - powiedział łapiąc moją rękę która przygotowywała się do zadania ciosu manekinowi - coś się dzieje. Od początku coś w tobie siedzi i nie chcesz pozwolić temu wyjść. Ukrywasz coś, robiąc z tego wielką tajemnicę. Dlaczego nie chcesz sobie pomóc? - spytał patrząc mi w oczy. Byliśmy niebezpiecznie blisko siebie.
- Bo nie można mi pomóc. Ty nie możesz mi pomóc. Jesteś moim trenerem i nikim więcej. Nie zależy ci na mnie. Po prostu odbębniasz swoją robotę i udajesz że mnie znasz. Nie znasz mnie i nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa mnie osądzać. TRENERZE - wysyczałam mu prosto w twarz i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku. Tak naprawdę to dał mi to zrobić bo gdyby mu zależało na zatrzymaniu mnie tu to bym nie miała szans. Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę wyjścia. Marzyłam o tym aby zatrzymał mnie teraz i powiedział że jestem dla niego kimś więcej niż uczennicą ale nic takiego się nie stało. Opuściłam trening pół godziny przed czasem i wróciłam do pokoju.
- Co ty tak wcześnie? - spytała zdziwiona Alison która właśnie szykowała się na śniadanie
- Mała sprzeczka - powiedziałam zrzucając z siebie dresy - poczekaj na mnie dziesięć minut to pójdziemy razem.
- Małżeńska? - spytała robiąc śmieszną a za razem irytującą minę
- Dasz wreszcie z tym spokój? - spytałam kierując się do łazienki.
- Tak - usłyszałam jeszcze jej głos za drzwiami - kiedy tylko przyznasz że mam rację!

W stołówce w niektórych grupkach, tych lepiej poinformowanych wrzało na wieść o imprezie urodzinowej. Zapowiadało się dużo alkoholu i chwile zapomnienia. Chłopaki już zacierali ręce a Ali wymieniała mi to co założymy na imprezę. Osobiście zamierzałam założyć na siebie zwykłe jeansy i podkoszulkę ale niech jej już będzie że założę tą sukienkę. Po śniadaniu udałam się na wizytę u psychologa.
- Dzień dobry - przywitałam się z kobietą jak przypadło dobrze wychowanej kobiecie
- Witaj, siadaj - powiedziała wskazując krzesło - Pamiętasz jak na naszych pierwszych zajęciach poruszyliśmy temat twoich rodziców? Miałyśmy potem do niego wrócić ale zaczęłyśmy rozmawiać o innych sprawach i to jakoś odwlekło się nam w czasie.
- Pamiętam - mruknęłam niechętnie. Miałam nadzieję że o tym zapomniała.
- Chciałabym do tego wrócić. Z tego co mówiłaś nie jesteście w dobrych stosunkach. Jak długo to trwa?
- Jakieś 12 lat
- Co było tego przyczyną?
- Nie mam ochoty się w to zagłębiać. Ogólnie rzecz biorąc niech pani sobie wyobrazi ze trzyma w ręce zwykłą szklankę.
- Tak?
- I upuści ją pani na podłogę.
- No to oczywiste że stłucze się w drobny mak.
- To właśnie zrobili rodzice z moim sercem. Może nie bezpośrednio ale przyczynili się do tego że się potłukło. To tak jakby położyli szklankę na krzywym blacie. Powoli, milimetr po milimetrze szklana zsuwała się bliżej krawędzi aż wreszcie spadła tłukąc się w drobny mak. I to co oni zrobili nie przyczyniło się do decyzji o moim zawodzie. Tak, to oni wybrali mi tą szkołę ale nie wybrali kierunku. Chcieli żebym poszła na prawo, przejęła po nich firmę ale nie poszłam na kryminalistykę żeby zrobić im na złość. Jestem na tym wydziale dla siebie, aby spełnić pewne postanowienie z dzieciństwa.
- Hmm... ciekawa teoria z tą szklanką. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej ale chyba nic więcej mi nie powiesz, prawda?
- Możemy gadać na wszystkie tematy ale jeśli nie jest to koniecznością to temat mojej rodziny zostawmy w spokoju.
- Dobrze, rozumiem - powiedziała zaglądając do notatek.
Następne pół godziny przegadałyśmy o moich uczuciach, przyjaźniach, wrogach - musiałam tłumaczyć jej dlaczego kogoś nie trawię. I wytłumaczyłam dość obrazowo. Gdy zapytała mnie jak radzę sobie z negatywnymi uczuciami to miałam ochotę powiedzieć jej że wyładowuję się na  strzelnicy albo komuś dokopię na treningu ale to chyba nie wpłynęłoby dobrze na moją ocenę więc powiedziałam że słucham muzyki.
- Nasz czas minął - powiedziała spoglądając na zegarek - mam dla ciebie dobrą wiadomość. Od dzisiaj masz więcej wolnego czasu
- Jak to? - spytałam zdziwiona podnosząc się z fotela
- Nasze spotkania dobiegły końca. Przez miesiąc chodziłaś regularnie na zajęcia, a ja nie stwierdziłam u ciebie żadnych zaburzeń psychicznych. Twoje postępowanie, to po prostu twój charakter. Masz w sobie też tajemnicę ale ja nie mam potrzeby jej odkrywać. Powiem ci jedynie że powinnaś się dla kogoś otworzyć, zaufać komuś tak na prawdę. Niby ufasz przyjaciołom jednak nie mówisz im wszystkiego. Dopuść kogoś a poczujesz się lepiej - powiedziała posyłając mi ciepły uśmiech - to że już nie masz obowiązku tu przychodzić to nie znaczy że gdybyś potrzebowała pomocy nie możesz od mnie przyjść. Zawsze będę starała ci się pomóc
- Dziękuję - powiedziałam ściskając jej rękę - do widzenia
- Do zobaczenia.

Chciałam wrócić do pokoju ale równie szybko jak tam weszła, również z niego wyszłam. Ali i jej chłopak byli sobą zbyt pochłonięci aby zauważyć że weszłam do pomieszczenia. Ja jednak nie miałam ochoty być światkiem tego do czego może tam dojść. Nie mając za bardzo gdzie się udać, moje nogi skierowały się w stronę strzelnicy. Niestety jak na złość nasi kochani instruktorzy musieli sobie akurat teraz urządzać zawody. Swoje kroki tym razem skierowała w stronę pokoju przyjaciół.
- Nowożeńcy? - spytał Luck gdy tylko weszłam do jego pokoju, oczywiście nie pukając. Nie wydawał się zaskoczony moim widokiem.
- Jak tak dalej pójdzie to chrzestnymi będziemy.
- Seans filmowy? - spytał podnosząc się z łóżka na którym wcześniej leżał
- Sala multimedialna była wolna jak tu szłam więc czemu nie - powiedziałam kierując się ku wyjściu. Chłopak dreptał tuż za mną. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu objął mnie ramieniem. Gdyby ktoś nas teraz minął mógłby odnieść mylne wrażenie że jesteśmy razem.  Przyznaję, próbowaliśmy. Nie wyszło. Oboje zdecydowaliśmy że najlepiej nam jest w przyjaźni. Nasze pocałunki, były bez wyrazu. Na szczęście nasza przyjaźń przeszła próbę związku i po tym jak się rozstaliśmy nasze relacje się nie pogorszyły. Ba, myślę że nawet zbliżyły nas do siebie. Jak brata i siostrę - nie głupia, nie myśl o tym - potrząsnęłam głową próbując wyrzucić wspomnienia z odległej przeszłości które zaczęły do mnie napływać.
- Wybierz film - odezwał się Adams gdy dotarliśmy na miejsce - ja skołuję przekąski. Zgaduję że dla ciebie mocna kawa z dwoma łyżeczkami cukru?
- Jasne - posłałam mu promienny uśmiech i zaczęłam przeglądać płyty. W tym czasie chłopka zniknął w małej kuchni w której mogliśmy przygotowywać sobie napoje i przekąski między posiłkami podawanymi na stołówce, gdyby ktoś zgłodniał. Wybrałam kilka pozycji filmowych aby wspólnie z przyjacielem podjąć ostateczna decyzję.
- Co tam masz? - spytał po chwili stawiając na niewielkim stoliku moją kawę, jakieś chipsy i popcorn.
- Szybcy i wściekli 6, Wolverine, Parker i Zabij dla mnie
- Szybcy i wściekli odpadają bo ostatnio robiliśmy sobie maraton i wszystkie części od początku oglądaliśmy, Parkera też widzieliśmy. Ile mamy czasu?
- Dochodzi trzynasta. Ja o siedemnastej mam trening. Zacznijmy od Zabij dla mnie. Podobno dość porąbany ale niezły. A potem oglądniemy Wolverine, może w międzyczasie dołączą do nas gołąbeczki
- Nie mam nic przeciwko - powiedział włączając film na dość pokaźnych rozmiarów telewizorze. Zasiedliśmy wspólnie na kanapie przed ekranem. Luckas objął mnie ramieniem i podał mi przekąski.
Nie byłam zawiedziona. Film okazał się świetny ale motyw miłosny dziewczyn mnie rozśmieszył. Może dlatego też że byłam przyzwyczajona do głównej bohaterki w zupełnie innej otoczce bo gra ukochaną głównego bohatera w moim ulubionym serialu Arrow.* Zgodnie z moimi przewidywaniami pod koniec pierwszego filmu dołączyli do nas zakochańce i całą czwórką obejrzeliśmy drugi film.
Po seansie pobiegłam przygotować się na trening i udałam się na salę. Okazał się że Chris zgotował mi półtora godzinny trening wytrzymałościowy. Podczas ćwiczeń żadne z nas nie podjęło tematu porannej wymiany zdań. Udawaliśmy że nic się nie stał, że nie było tematu. Po zakończonej sesji gdy wracałam do swojego pokoju, czułam wszystkie mięśnie, nawet te o których pojęciu do tej pory nie miałam. Moim marzeniem było położyć się teraz spać ale niestety czekała mnie jeszcze impreza urodzinowa. Gdy tylko dotarłam do pokoju Ali rzuciła we mnie sukienką i kazała się ogarnąć. Bezradna ruszyłam do łazienki gdzie wzięłam gorący prysznic na rozluźnienie wszystkich mięśni. Po dwudziestu minutach wyłączyłam wodę i odziałam się w ręcznik. Wysuszyłam włosy i założyłam bieliznę wychodząc z łazienki. Nie zdążyłam nic powiedzieć a moja przyjaciółka już robiła mi makijaż i kręciła włosy. Następnie kazała założyć mi sukienkę u zobaczyć się w lustrze. Oniemiałam. Wyglądałam zupełnie jak nie ja ale ta wersja też mi się podobała. Ciekawe czy Milerowi by się spodobało...  O czym ja w ogóle myślę? Nie ważne. W każdym bądź razie moje ciemne, rozpuszczone włosy opadały falami na moje ramiona i plecy a biała sukienka na ramiączka z dość dużym dekoltem sięgająca do połowy ud idealnie podkreślała moją figurę. Po chwili do pokoju wpadli nasi przyjaciele i zagwizdali na nasz widok. Oczywiście Alison wyglądała równie zabójczo co ja, Ta sama fryzura zrobiona na jej pięknych, blond włosach wyglądała jeszcze lepiej niż u mnie a czarna, zwiewna sukienka podkreślała jej walory. Wyglądałyśmy podobnie tylko kontrastowałyśmy kolorami. Obie postawiłyśmy na płaskie obuwie chociaż moja przyjaciółka bardzo chciała założyć szpile, przekonało ją chyba to że impreza jest w lesie na obrzeżach szkoły i w butach na obcasie nie dałaby rady się tam poruszać. Wyślizgnęliśmy się ze szkoły i poszliśmy na miejsce spotkania. Cały czas zastanawiałam się po jaką cholerę zakładałyśmy sukienki skoro jest koniec września, zimno i impreza jest w środku lasu ale okazało się że wszystkie dziewczyny postawiły na taki strój.
Impreza trwała do godziny czwartej nad ranem, alkohol lał się strumieniami a ja była chyba jedyną osobą która jedynie umoczyła usta. Luck i Matt ledwo trzymali się na nogach więc z blondynką postanowiłyśmy ich odprowadzić do pokoju. Miałyśmy szczęście bo nie natknęłyśmy się na żadnego nauczyciela i bez problemu po odstawieniu chłopaków wróciłyśmy do siebie. Zmyłam z siebie makijaż i ściągnęłam sukienkę. W samej bieliźnie położyłam się do łóżka i odpłynęłam od krainy Morfeusza.


* Czujecie to nawiązanie? Stephen Amell który wciela się w główną postać serialu Arrow czyli Olivera Queena użycza swojej pięknej twarzyczki naszemu kochanemu mentorowi Christopherowi Millerowi ;)

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Sorry że dopiero komentuje ale jak przeczytałam to mi się lekcja zaczęła i nie bardzo miałam jak. Cały czas zastanawiam się, o co chodzi z jej przeszłością? Cieszę się , że w końcu dodałaś rozdział! Mam nadzieję że mimo że jest rok szkolny to nie będziemy musieli tyle czekać. Ilysm ;) xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty już wiesz, co sądzę, co jest fajne, co można poprawić. :)
    Wiedz, że będę :*
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No, w końcu się doczekałam. Świetny rozdział. Bardzo ciekawi mnie jej przeszłość. O co biega z tymi rodzicami... Czekam na kolejny rozdział .Błagam dodaj szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ci idzie a rozdział naprawdę mocny

    OdpowiedzUsuń