wtorek, 30 września 2014

Rozdział 16

Musiałam przyznać, że Harry potrafił całować. Pocałunek był krótki ale można powiedzieć - intensywny. I nawet jeśli mamy podobne charaktery, jeśli ja i on do siebie pasujemy to nie poczułam tego, co towarzyszyło mojemu pocałunkowi z Chrisem w windzie. Kiedy pocałunek się skończył spojrzałam w jego niebieskie oczy, tak podobne do oczu jego starszego brata, uśmiechnęłam  się szeroko co od razu odwzajemnił. Następnie przeniosłam wzrok na bliźniaczki które uśmiechały się chytrze. Na koniec spojrzałam na najstarszego z trójki rodzeństwa. Przez cały czas zastanawiałam się co zobaczę w jego oczach. Radość, smutek, żal, zazdrość? Nie spodziewałam się jednak tej obojętności. Nie wiedziałam co to może oznaczać dla niego. Co czuł widząc mnie z jego bratem.
- Powiesiłyście tą jemiołę w bardzo strategicznym miejscu, lepiej tego wymyślić nie mogłyście - powiedziałam zwracając się do dziewczyn.
- W takim razie uważajcie bo w całym domu jest wiele takich miejsc. - głos Su był przebiegły.
- Będę miała się na baczności. Dobra ja idę do pokoju schować torby i wykonać kilka telefonów.

Wbiegłam po schodach na piętro cały czas mając przed oczami twarz Chrisa. Ta obojętność zadawała mi ogromny ból. Miałam nadzieję, że będzie zazdrosny. Zostawiłam torby w pokoju a następnie zamknęłam się na klucz w łazience i wykręciłam numer do przyjaciółki.
- Powiedz, że przespałaś się z Millerem - to były pierwsze słowa jakie wydobyły się z ust Alison
- Gorzej...
- On przedstawił ci swoją eks z którą na nowo zaczął kręcić?
- Pocałowałam jego brata...
- CO?! - krzyknęła tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha
- Ma na imię Harry i jest w  naszym wieku. Stanęliśmy pod jemiołą i jego siostry wymusiły na nas pocałunek.
- Całe szczęście
- Co "całe szczęście"? - czasami na prawdę nie nadążam za jej tokiem myślenia
- Myślałam, że tak sami z siebie, pod jemiołą to co innego a może dzięki temu Christopher zacznie działać?
- Nie sądzę, nie widziałaś jego miny... była pusta. Nic nie wyrażała... Taką samą minę przybiera w szkole
- Nie przesadzaj. Może właśnie nie chciał okazać jak bardzo go to poruszyło? Słuchaj kochanie, ja muszę kończyć. Mama mnie woła. Do usłyszenia. Pamiętaj, jednak, że nadal nie wybaczyłam ci tego, że nigdy nie przyjęłaś mojego zaproszenia na wspólne święta a do niego poleciałaś od razu.
- Cóż... nie żeby coś Alison ale nie pociągasz mnie fizycznie... bez urazy oczywiście
- Jasne w końcu gdzie mi tam to takiego mięśniaka jak twój książę?
- Bardzo daleko. Pozdrów ode mnie rodziców. Tęsknienie
- I ja też - powiedziała po czym zakończyła naszą krótką rozmowę.
Alison będąc w domu nigdy nie miała wiele wolnego czasu. Była jedynaczką więc jej rodzice bardzo tęsknili za córką w czasie roku szkolnego i korzystali z tych niewielu dni w roku kiedy miała wolne pełną piersią. Dziewczyna, w przeciwieństwie w do mnie, gdy była w domu praktycznie wcale nie siedziała w swoim pokoju. Albo towarzyszyła mamie w kuchni albo obserwowała swojego tatę gdy ten był pogrążony w jakichś domowych obowiązkach które jej szczerze powiedziawszy nigdy nie interesowały. W przeciwieństwie do mnie. Zawsze lubiłam obserwować brata gdy grzebał przy swoim samochodzie. Podawałam mu wtedy różne narzędzia i wypytywałam co do czego służy. Byłam, a może i nadal jestem, prawdziwą chłopczycą. Jej rodzice, pomimo wysokiego statusu społecznego nie posiadali gosposi czy ogrodnika. Twierdzili, że to właśnie takie prozaiczne czynności scalają rodzinę. Może tego zabrakło mojej?
Nie chcąc dalej nad tym rozmyślać wyszłam z pomieszczenia. Do kolacji miałam jeszcze trochę czasu a, że chciałam zapełnić umysł czymś innym niż rozmyślania o mojej rodzinie zbiegłam na dół aby zapytać panią domu w czym mogę pomóc. Niestety Elizabeth jak i Oliver nie mieli dla mnie w tym momencie żadnego zajęcia więc wróciłam na piętro. Miałam już iść do siebie kiedy coś mnie tknęło i zapukałam do drzwi obok.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam wchodząc do środka
- Jasne, że nie. Właściwie to dobrze się składa - Harry uśmiechnął się do mnie szeroko - chciałem pogadać o tym co stało się na dole - O nie. Tylko nie to. Błagam nie mów, że liczysz na coś więcej. Miałam nadzieję, że moje modlitwy zostaną wysłuchane.
- Harry ja nie....
- Spokojnie, nie przerywaj mi. Ja wiem, że nie lubisz mnie w ten sposób. I nie martw się ja też nie patrzę na ciebie w ten sposób. Chociaż trzeba przyznać, że niezła z ciebie laska. Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie liczę na nic więcej więc nie musisz się niczego obawiać i mnie unikać.
- Dzięki Bogu, już myślałam, że będę musiała sprać cię na kwaśne jabłko abyś się ode mnie odczepił
- Jesteś bardzo zabawna. Swoją drogą to mam taką małą prośbę - powiedział robiąc słodkie oczka - obronisz mnie przed moim dużym, przerażającym i wściekłym starszym bratem?
- A co takiego zrobiłeś?
- Poczekaj aż wróci. Pięć minut temu poszedł do szopy za domem. Od czterech miesięcy stoi tam wrak jego motoru... miałem drobny wypadek i niechcący skasowałem motor samochodem parkując w gar... - nie dążył dokończyć bo rozległ się krzyk Chrisa. - mam przesrane - powiedział przełykając głośno ślinę.
- Współczuję ci - powiedziałam klepiąc go po plecach. Będę odwiedzała cie w szpitalu - powiedziałam wychodząc z pokoju. Na schodach spotkałam mojego mentora
- Coś się stało? - spytałam jakbym o niczym nie wiedziała
- Zabiję sukinsyna. Zabiję. Nie pomoże mu nawet to, że jesteśmy spokrewnieni - mamrotał wymijając minie i nawet nie zatrzymując.

Na szczęście obyło się bez poważnych obrażeń ale musiała interweniować ich rodzicielka. Teraz siedzieliśmy wszyscy razem przy stole i jedliśmy świąteczną kolację. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że będąc tu czuję się tak swobodnie. Jakbym na prawdę była w swoim domu, otoczona szczęśliwą, kochającą mnie rodziną. Millerowie ciągle żartowali, śmiali się albo dogryzali sobie. To ostatnie dotyczyło Suzanny i Harry'ego ale czasem dołączał się też Chris i Samantha. W połowie kolacji dostałam esemesa którego treść zawierała dwa słowa: "Wesołych świąt". Jakie to uczuciowe mamo. Jak bardzo moja rodzina kontrastowała z rodziną którą mam przed oczami. Rzuciłam telefon na kanapę która stała nie opodal aby jego widok nie przypominał mi o rodzicach.
- A pamiętasz te podstawy samoobrony których was uczyłem ostatnio? - spytał Chris gdy Su zaczęła opowiadać o chłopaku który wpadł jej w oko
- To mój potencjalny chłopak a nie seryjny morderca i gwałciciel - westchnęła zirytowana
- Poznałem go - dodał uspokajająco Oliver - nie ma żadnych kolczyków ani tatuaży. Nie masz o co się martwić. Może jest buntownikiem ale w niegroźnym wydaniu.
- Buntownicy są najlepsi - powiedziałam w obronie dziewczyny - dobry wybór Su - mrugnęłam do niej a następnie przeniosłam wzrok na jej starszego i strasznie zaborczego brata - daj spokój Chris. Ona ma już szesnaście lat. To idealny czas na szaleństwo. Pozwól jej.
- Najpierw muszę go poznać
- Dyktator - mruknęłam
- Nigdy w życiu! Nastraszysz go tak, że będzie mnie omijał szerokim łukiem - powiedziała w tym samym czasie
- Synku, odpuść. Twoja siostra ma już szesnaście lat i prawo podejmować własne decyzje.
- Szesnaście lat skończy dopiero za trzy miesiące. Na razie ma piętnaście lat -zaprzeczył rzeczowo
- Po prostu daj jej spokój. Jest na tyle duża aby sama móc decydować o tym z kim się spotyka. My, dopóki nie popadnie w konflikt z prawe, nie mamy nic do gadania.
- Zajmij się lepiej swoim życiem prywatnym - dodała Sam stając w obronie siostry i rzucając jednocześnie znaczące spojrzenie bratu

Pomimo tego, że Chris zapewniał mnie iż święta nie wyglądają tak idealnie jak w filmach to jednak nie odbiegały bardzo od moich wyobrażeń. Rodzinna miłość biła od gospodarzy ale o dziwo nie czułam się przez to nieswojo czy źle, wręcz przeciwnie, czułam się częścią tego wszystkiego. To tak jakbym po latach poszukiwań w końcu znalazła swoje miejsce na Ziemi.  Kolejne godziny po kolacji spędziliśmy na wspólnym oglądaniu filmów. Z zafascynowaniem przyglądałam się swoim towarzyszom. Na twarzach mieli szerokie, szczere uśmiechy i mogłam się założyć, że moja twarz wygląda podobnie. Byłam w stanie wyobrazić sobie, wręcz dobrze wiedziałam co ci ludzie czuli gdy jeden z nich. Ich brat, syn zaginął. Zniknął na pięć lat. Został uznany za zdrajce, potem za martwego. Ale wrócił. Przeżył. Mogłam tylko wyobrazić sobie jaką ulgę poczuli widząc go po tych pięciu latach udręki. Pamiętam wczorajszy wieczór i opowieść bliźniaczek o tamtym okresie. O tym co czuła rodzina kiedy Chris skończył szkołę i dostał pierwsze zadania. Od samego początku się martwili, bali o niego. A kiedy zaginął... Dla Elizabeth było to jak Déjà vu. Ale wiara w ich brata była niezachwiana. Ani na moment nie uwierzyli w to, że przeszedł na drugą stronę. Wiedzieli, że prędzej by zginął niż zdradził ojczyznę dla której zginął jego własny ojciec.
Wiele razy sama wyobrażałam sobie, że Jack pewnego dnia staje w moich drzwiach. Że koszmar się kończy. Budzę się z krzykiem a to on przybiega do mojego pokoju i mnie uspokaja. Ale tak nigdy się nie działo. Gdy budziłam się z krzykiem byłam sama. Nie było pocieszających ramion starszego brata. Nie wiem co mój mentor powiedział na temat mojej przeszłości swojej rodzinie ale żadne z nich nie zadawało mi pytań na ich temat.
Koło północy zadzwonił Luck z życzeniami. Ostatnio ledwie go poznawałam, ale cóż, chłopak się zakochał. Miłość zmienia ludzi. Uwydatnia ich zalety. Luck pokazał światu swoje drugie oblicze które widywałam wcześniej bardzo rzadko i zawsze objawiał je tylko w stosunku do mnie i Alison. Musiałam tylko dopilnować aby nie spieprzył sprawy i nie stchórzył. Do końca półrocza sprawię, że skradnie serce swojej wybranki.
Po całym dniu spędzonym w rodzinnej atmosferze powróciły koszmary. Wizje przeszłości nie dały o sobie łatwo zapomnieć. Gdy tylko zamknęłam oczy pojawiły się z wielkim transparentem krzycząc "Tu jestem!" Widzisz mnie? Tu jestem i nie dam ci nigdy zapomnieć!" . Miałam wrażenie, że do końca życia, gdy tylko zamknę oczy, będę widziała samoloty uderzające w wierze które chwilę potem zapadają się. Widok Lisy, ówczesnej dziewczyny mojego brata, siedzącej ze mną w domu i czekającej na telefon. Jej zapłakana twarz, nerwowe ruchy, spacerowanie po pokoju, rozbiegany wzrok błądzący od ściany do telewizora. Byli w sobie szaleńczo zakochani. On planował oświadczyny. Prosił mnie o pomoc w wybraniu pierścionka zaręczynowego. Znalazłam ten pierścionek u niego w pokoju, schowanym w jednej z szuflad i dałam go jej. Do dnia dzisiejszego nosi go niczym medalion przyczepiony do łańcuszka. I chociaż ułożyła sobie życie. I chodź ma męża i synka którego nazwała na cześć mojego brata imieniem Jack to nadal pamięta i kocha Cartera.
Wymknęłam się z pokoju i zeszłam na dół. Udało mi się to zrobić niemalże bezszelestnie. Zapomniałam tylko o jednym stopniu który skrzypiał w specyficzny sposób. Przeszłam przez salon i wydostałam się na taras. Grudniowe, londyńskie powietrze od razu mnie otrzeźwiło.  Miałam na sobie tylko za dużą koszulkę którą podkradłam kiedyś przyjacielowi więc na moim ciele od razu pojawiła się gęsia skórka. Nie minęło jednak dużo czasu kiedy na moich ramionach znalazła się ciepła kurtka. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć kto za mną stoi.
- Czy ty nigdy nie tracisz czujności? - spytałam szeptem
- Moim pierwszym odruchem jest złapanie noża albo pistolety który mam zawsze pod poduszką gdy w nocy coś usłyszę. Tym razem skrzypiące schody. Zły sen?
- W pewnym sensie. Lisa McNally. Była dziewczyną mojego brata. Byli ze sobą już prawie pięć lat. siódmego października mieli mieć rocznice i to wtedy mój brat planował jej się oświadczyć. - nie przerywał mi więc kontynuowałam - po tym co się stało, nie opuściła mnie. Po mimo własnej żałoby cały czas dzwoniła, do mnie odwiedzała mnie. Cztery lata temu przyjechała do mnie, do szkoły aby powiedzieć mi, że poznała faceta i zakochała się. Że to on zostanie jej mężem. Zapewniła mnie jednocześnie, że nadal pamięta o moim bracie. Dowiodła tego dwa lata później gdy znów pojawiła się w drzwiach prosząc abym została matką chrzestną jej syna któremu dała na imię Jack. Odmówiłam.
- A teraz zastanawiasz się czy postąpiłaś słusznie.
- Nigdy się ode mnie nie odwróciła. Nawet po tej odmowie nie przestała się ze mną kontaktować. I robi to do dziś. Dzwoni co kilka miesięcy, pyta co u mnie, jak się czuję. Ale ja nigdy tego nie robię, czy jestem złym człowiekiem?
- Nie - powiedział obejmując mnie ramionami. - to znaczy, że jesteś człowiekiem zranionym. I ona to rozumie. Nie ma do ciebie o to żalu. I wie, że nadejdzie dzień, może właśni nadszedł, że będziesz w stanie do niej zadzwonić albo pojechać aby zapytać co u niej i podziękować za wszystkie lata jej trosk o ciebie.
- Skąd ta pewność? - spytałam odwracając głowę tak aby widzieć jego twarz.
- Bo sam raz w miesiącu dzwonię do Carrie Sanders aby sprawdzić czy wszystko u nich w porządku.
- Czy to jest...
- Tak, to żona mężczyzny który był moim przyjacielem i zdradził mnie. Ale to co zrobił on nie ma wpływu na to kim jest dla mnie jego żona i dzieci. Straciły ojca ale mnie mnie.
Odwróciłam się tak, aby stanąć do niego przodem.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Nie do końca wiem dlaczego to zrobiłeś ale dziękuję ci za to
- Zrobiłem to, ponieważ jesteś dla mnie ważna - powiedział hipnotyzując mnie swym spojrzeniem.


_____________________________________
___
Nawet nie będę przepraszać i się tłumaczyć....
Udało mi się jednak coś we wrześniu dodać....
Mam nadzieję, że długość was usatysfakcjonuje bo to chyba jeden z dłuższych rozdziałów....
Gorzej oczywiście z treścią i zastanawiam się czy lepsze jest coś tak żałosnego niż nic czy jednak lepiej było nie dodawać tego rozdziału....
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta....
Do następnego! 
PS: Przepraszam za błędy ale pisane na szybko pod wpływem nagłej weny... ( a powinnam uczyć się do sprawdzianu z polskiego i biologii...) 
PS2: Nie stawiam warunku z liczbą komentarzy jak robiłam to przez jakiś czas jednak proszę aby osoby które przeczytają ten rozdział zostawiły po sobie chociażby jakiś uśmieszek w komentarzu abym wiedziała, że jeszcze ktoś to czyta...

9 komentarzy:

  1. Świetne! Nie poddawaj się zbyt łatwo. Bądź jak Chris - niezwyciężona. Pozdrawiam i życzę dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mam pojęcia co napisać, więc wyrażę to tak:
    >.<
    ;|
    :)
    :D
    *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny ... uwielbiam xd
    A ta opisana atmosfera mam nadzieje że zadzwoni do byłej Dziewczyny zmarłego brata . Zawsze mi się łezka w oku kręci jak o tym piszesz ;c i ta jej rodzina ah ,,,,,
    Chce pocałunek :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział, tylko gdzie ten pocałunek?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super mi sie podoba i czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. kilka minut temu trafiłam na tego bloga, wiec nawet nie zaczęłam czytac od początku. Zrobię to jak znajdę chwilę wolnego. Jeśli już coś dodasz to daj mi proszę znac o tym na blogu wlasciwy-wybor.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń