czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 17

- Dziękuję ci - rodzicielka Chrisa przytuliła mnie mocno
- To ja powinnam dziękować tobie za gościnność - powiedziałam oddając uścisk. Nadszedł moment pożegnania i powrotu do szkoły. Z jednaj strony chciałabym zostać tu na zawsze. Z ludźmi którzy zachowywali się tak, jakbym była częścią ich rodziny. Ale z drugiej strony tęskniłam. Tęskniłam za przyjaciółmi którzy przez te wszystkie lata są ze mną i znoszą wszystkie moje humorki.
- Dziękuję ci za Christophera
- Nie rozumiem - powiedziałam zerkając jednocześnie nad jej ramieniem na jej pierworodnego
- Dzięki tobie znów jest sobą. Po tym co się stało... kiedy wrócił nie był sobą. Niby się uśmiechał, rozmawiał z nami ale był inny. Zamknięty. Ciągle szukający zagrożenia. Jakby za chwilę coś złego miało się stać. Jakby to ktoś z nas miał go zaatakować. Któregoś dnia podczas kolacji stłukłam talerz robiąc wiele hałasu. Zanim się obejrzałam on już stał pod ścianą i trzymał nuż. Byłam przerażona Myślałam, że straciłam go na zawsze. Cały czas zastanawiałam się jak będą wyglądały nasze święta, aż któregoś dnia zadzwonił i zapytał czy może kogoś ze sobą przywieść. Już wtedy wiedziałam. Jego głos był inny... szczęśliwy. Ty sprawiłaś, że znów jest sobą a nawet lepszym sobą. Pokazał cechy które były w nim zawsze ukryte, nawet przed wyspą. Ty wydobyłaś je wszystkie.
- Na pewno nie. On po prostu potrzebował czasu.
- Nie ważne ile czasu by minęło, on nie byłby sobą gdyby nie ty. Znam swojego syna i widzę jak na ciebie patrzy - chciałam jej przerwać, zaprzeczyć. Powiedzieć, że jest tylko moim mentorem ale kobieta mi nie pozwoliła - nie obchodzi mnie że jesteś uczennicą a on twoim nauczycielem. Wiem jakie są zasady. Ale proszę. Nie przestawaj robić tego co robisz. Bo dzięki temu on jest szczęśliwy i my jesteśmy szczęśliwi.
- I ja jestem - szepnęłam cicho, tak aby tylko ona mnie usłyszała
- Odwiedzaj nas czasem - powiedziała na koniec całując mnie w czoło. Byłam bliska płaczu. Ta kobieta, w tak krótkim okresie czasu stała się dla mnie niczym matka.
Następnie pożegnałam się z głową rodziny, bliźniaczkami i Harry'm. Nie sądziłam, że będę w stanie tak szybko się do kogoś przywiązać. W końcu obiecywałam sobie, że nie będę do tego dopuszczać. Dużo czasu zajęło mi dopuszczenie do siebie Alison, Matta i Lucka a z rodziną Millerów stało się to tak łatwe, jakby naturalne i oczywiste. Ale musiałam wyjechać. Wrócić do rzeczywistości gdzie trzeba zachować pozory. Gdzie Chris będzie uważał na każdy swój ruch, każde słowo które mogłoby mieć podwójne znaczenie. Nie obejmie mnie tak jak tej nocy na tarasie. Nie poczuje jego ciepła. Będę musiała zadowolić się treningami i przyjaźnią jaką jest w stanie mi ofiarować.


- Miałeś racje - powiedziałam gdy wsiadł do samochodu. Byliśmy już w Seattle
- Zazwyczaj mam racje. Mogłabyś sprecyzować? - droczył się ze mną posyłając mi przy tym ten uwielbiany przeze mnie uśmiech.
- Z tym, że będę czuła się dobrze z twoją rodziną. Bo czułam się jak w domu
- Chciałem, żebyś się tak czuła. Rose, zależy mi na tobie. I boli mnie, że jedyne co mogę ci ofiarować to przyjaźń. Ale tak jest lepiej. Powinnaś być z kimś innym, z kimś takim jak Lucas a nie takim jak jak.
- Lepiej dla kogo Chris? Dla mnie czy ciebie? Bo mi się wydaje, że tak sobie tylko wmawiasz. Odkąd cię poznałam nie dręczą mnie tak często koszmary. Pierwszy raz odkąd pamiętam jestem naprawdę szczęśliwa i to co kiedyś uznawałam za dobre samopoczucie jest niczym w porównaniu z tym co czuję będąc przy tobie! Ale ty boisz się. Boisz się złamać zasady które stworzyłeś. I żałujesz że część z nich już złamałeś jeśli chodzi o moją osobę. Że dopuściłeś mnie do siebie. I zapewne za chwilę zaczniesz żałować tego, że zabrałeś mnie do Wielkiej Brytanii. Nie chcesz przekroczyć granicy. Ale już to zrobiłeś. I nie mów mi co jest dobre dla mnie bo sama to wiem. Od zawsze musiałam dbać o siebie sama i nauczyłam się rodzić sobie w życiu. Chcesz udawać. Proszę, możemy udawać. Ale nie myśl, że dzięki temu będę szczęśliwsza niż będąc z tobą w ukryciu.

Dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Potrzebowaliśmy czasu w ciszy aby przemyśleć sobie wszystko. Nie sądziłam, że te ostatnie godziny z dala od szkoły spędzimy w ten sposób ale miałam nadzieje, że to co mu powiedziałam dało mu coś do myślenia. Że wyciągnie wnioski. Wciąż pamiętałam słowa Elizabeth i nie chciałam niszczyć tego co ja i on zdążyliśmy zbudować ale musiałam wyrzucić to co dręczyło mnie od dłuższego czasu. Wiem, że próbował mnie chronić ale tak na prawdę tylko mnie ranił. Podczas świąt zepchnęłam to w najdalsze zakątki podświadomości  ale kiedy zbliżaliśmy się do akademii, uczucia, obawy zaczęły powracać.
Kiedy wjechaliśmy na teren szkoły szybko zabrałam rzeczy i bez słowa ruszyłam w stronę akademika. Dziedziniec tętnił życiem. Święta się skończyły i wszyscy wracali do szkoły. Chciałam zobaczyć się z przyjaciółmi. Został nam miesiąc nauki i zaczną się ferie a co za tym idzie wyjazd na Hawaje. Może ta przerwa, z dala od Millera dobrze mi zrobi?
Kogo ja próbowałam oszukać. Dobrze wiedziałam, że rozłąka tylko mnie zdołuje a koszmary wrócą prawdopodobnie z podwojoną siłą. Weszłam do swojego pokoju i zorientowałam się, że moja współlokatorka jeszcze nie wróciła. Liczyłam jednak na to, że Luck i ewentualnie Matt u siebie. Ten pierwszy tydzień temu obchodził urodziny. Kiedy ja już zbliżałam się do osiemnastki on dopiero kończył siedemnaści. Weszłam do ich pokoju bez pukania i moim oczom ukazał się Adams w samych bokserkach.
- Wszystkiego najlepszego mój mięśniaku! - powiedziałam przytulając się do niego.
- A gdzie prezent?
- A może zamiast "a gdzie prezent?" spytałbyś co u mnie? Jak się czuję? - powiedziałam podpuszczając go - prezent jest w moim pokoju. Nie wiedziałam czy już przyjechałeś czy nie więc nie chciało mi się go brać.
- Mogłaś zadzwonić i się przekonać czy już jestem u siebie. Poza tym nie pytam co u ciebie bo gadaliśmy wczoraj w nocy. I nie sądzę abyś od tamtej pory miała okazję przespać się ze swoim indywidualnym instruktorem. - powiedział poruszając przy tym brwiami w zabawny sposób.
- Czemu wy wszyscy liczycie na to, że się z nim prześpię? Nawet Matt podczas ostatniej rozmowy to zasugerował.
- Bo tak byłoby prościej. Wtedy albo byście byli ze sobą na poważnie albo on by zrezygnował ze szkolenia ciebie. Tylko te dwa wyjścia są dla was realne. Nie ważne czy prześpicie się ze sobą czy nie. nie ma szans na to abyście długo wytrzymali w takim zawieszeniu. Albo będziecie razem albo któreś z was zniknie ze szkoły aby utrzymać między wami jak największy dystans. Co, moim zdaniem, nie będzie dobrym rozwiązaniem  - to było dziwne. Słuchanie tych, trzeba przyznać, sensownych i logicznych słów z ust praktycznie nagiego, najlepszego przyjaciela który nie słynie z powagi. Zastanawiałam się nad odpowiedzią gdy nagle ktoś zasłonił mi dłońmi oczy.
- Zgadnij kto to Rose - usłyszałam tuż nad uchem szept.
- Alex! - powiedziałam okręcając się i rzucając w ramiona mężczyzny. - Co ty tu robisz?
- Postanowiłem osobiści dostarczyć młodszego brata no i odwiedzić przy okazji stare śmieci. Lucas jakby cię to interesowało, to ta laska do której się tak ślinisz siedzi samotnie w wspólnym salonie i ogląda jakiś serial.
- Idź do niej i zagadaj. Bądź przyjacielski, nic więcej - doradziłam przyjacielowi
- Nic?
- Nic ale kiedy przyłapie cię na tym, że wgapiasz się w nią maślanymi oczami nie uciekaj wzrokiem, patrz nadal. To zadziała. Ale broń Boże wykonywać jakichś bardziej odważnych ruchów. Powodzenia! - powiedziałam gdy już znikał na drzwiami.
- Zostaliśmy sami - Adams poruszył zabawnie brwiami - co masz ochotę robić?
- Idziemy się przejść - powiedziałam chwytając go za ramię - mam dość siedzenia na tyłku.
Alex i Lucas Adamsowie są jak dwie krople wody. Pod względem wyglądu jak i charakteru. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego lepiej dogaduję się z płcią przeciwną. Ale z facetami zawsze szło mi lepiej jeśli chodzi o przyjaźń niżeli z dziewczynami. Z wyjątkiem Alison. Możliwe, że w osobach takich jak Luck czy Alex szukałam swojego utraconego brata.
- Myślisz, że coś z tego wyjdzie? - spytał mnie gdy wychodziliśmy na dziedziniec. Podczas mojej nieobecności spadła spora warstwa śniegu. Uformowałam pierwszą kulkę śniegu.
- Ja już tego dopilnuje. Zanim się obejrzysz będziesz miał szwagierkę. - powiedziałam ze śmiertelną powagą na co wybuchnął śmiechem. Wykorzystałam jego rozkojarzenie i wykonałam rzut trafiając idealnie w głowę. Pomińmy to, że nie mieliśmy na sobie kurtek ani bluz.
- O ty! Doigrałaś się - powiedział po czym ustawił się i ruszył w moją stronę. Już po chwili leżeliśmy w zaspie śniegu śmiejąc się z siebie nawzajem.
Nie mam pojęcia ile czasu tak leżeliśmy ale przerwało nam wyraźne odchrząkniecie. Podniosłam wzrok nad ramieniem przyjaciela i dostrzegłam Christophera.
- Cześć stary! Kupę lat! - krzyknął Adams zrywając się z ziemi i pociągając mnie ze sobą. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że oni są z tego samego rocznika.
- Wieki - odparł wymuszając uśmiech. Potrafiłam poznać kiedy uśmiechał się naprawdę. I chociaż zdarzało się to naprawdę rzadko, kochałam te nieliczne szczere uśmiechy.
- To wy sobie gadajcie o starych latach a ja lecę ratować Lucka bo zapewne sobie nie radzi - powiedziałam odwracając się szybko
- Rose! - Nie dane mi było daleko odejść gdy zawołał mnie Alex
- Co tam?
- Dzisiaj już pewnie się nie zobaczymy bo za niedługo wyjeżdżam, więc do zobaczenia na Hawajach - powiedział uśmiechając się zadziornie
- Jak to na Hawajach? - spytałam zaskoczona
- Postanowiłem jechać z wami i zadbać o to abyś dobrze się bawiła!
- Jeśli ty mi będziesz towarzyszył to na pewno nie będę się nudził. Dobrze, że jesteś prawnikiem, bo kiedy wsadzą nas do więzienia nie będę musiała dzwonić do rodziców! - odkrzyknęłam i weszłam do wnętrza szkoły.


__________________
Przepraszam, że tak długo ale najpierw miałam operacje kolana, potem problemy w szkole. Dopiero teraz zebrałam się na tyle aby dokończyć ten rozdział i go opublikować. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Zdradzę wam, że niebawem nastąpi przełom, myślę, że za jakieś 3 do 5 rozdziałów.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda :)

7 komentarzy:

  1. muszę się porządnie wziąć za tego bloga, bo jeszcze nie ogarniam. Dzięki za propozycję dotyczącą zwiastunów, ale sądzę, że jeśli już wpadnę na pomysł, by zrobić coś takiego to poradzę sobie (moduł filmowy na studiach:P). Co do opowiadania. Nie wiem dlaczego, ale zachowanie Chrisa w tym rozdziale trochę przypomniało mi zachowanie Christiana z trylogii E.L. James. W wolnej chwili ogarnę resztę rozdziałów i może wtedy mi się rozjaśni. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, rozdziału dłuugoo nie było, ale każdy ma swoje życie, rozumiem to.. Ale można przecież napisać, że rozdział się nie pojawi bo to i to.. a nie tak totalnie bez wiadomosci :(.. A co do rozdzaiłu to nazwałabym to powrotem z klasą ^^ Fajny, choć dosć krótki, miło się to czytało ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś pewna, że zoperowali ci kolano, a nie głowę? Pięć rozdziałó? PIĘĆ rozdziałów?!

    Rose dobrze, oby tak dalej. Chris to ciota i oby nie tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj było czekania ale Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! Boskie! Chociaż Chris jest dupkiem to jednak mam słabość do tego imienia ;/ więc może dlatego chcę Go usprawiedliwiać. Czekam na ten przełom! A sama myśl o Hawajach budzi u mnie zapach wakacji do których jeszcze tak daleko!!!

    http://miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń